Młode
podgrzybki,
kania i
gąska niekształtna w lesie sosnowym zielonym, "dywanem" po którym możnaby boso chodzić.
Gdy go zobaczyłem nie mogłem się oprzeć by nie postawić stopy w tym pięknym lesie. Jadąc zapalić znicze na prochach przodków, widząc zielone poszycie, jakaś niepohamowana siła kazała mi zjechać na parking i pchneła mnie w otchłań tego magicznego miejsca. Co prawda tylko na ok 15 minut, na więcej nie pozwoliła mi p. Vincentowa. Niestety. Maleńkie
czarne łebki kontrastowały z zielonym aksamitnym mchem już w pobliżu parkingu. Jestem pewien, że w głębi lasu czekałyby na mnie fantastyczne chwile. Szkoda że się o tym nie przekonam.