W dwie osoby przez prawie 3 godziny 93 grzyby, w tym 1
prawdziwek, 7
kozaków i reszta
podgrzybki.
W lesie mokro, lecz także zimno, warunki nie sprzyjają naszym leśnym skarbom. Na pierwszej miejscówce wpadł prawy chłop, całkiem masywny, bardzo przystojny. Na kolejnej miejscówce początkowo lipą pachniało, później trafiały się, ale o zgrozo z pleśnią, eh płakało serce gdy oczy patrzyły, widok straszny, smutny. Mój ślubny, po zobaczeniu ósmego zmasakrowanego, aż zaczął siarczyście klnąć, aż musiałam go ogarnąć bo uszy wiedły jak tego słuchały. Wśród tych białych, kiedyś brązowych łepków trafiały się i zdrowe, ale niestety były w mniejszości. W trzeciej miejscówce, początkowo nic, ale wyskoczyłam w trawy i paprocie, przeczesywałam jak rasowy fryzjer i bingo. Ukryły się tam śliczne grubaski, zdrowe i urokliwe, w jednym miejscu trafiło się 6
podgrzybków, rosły sobie obok siebie, myślały, że mają kamuflaż idealny, ale się przeliczyli;-) idąc dalej długo nie było grzyba, mąż już stwierdził, to teraz zamiast zbierania mamy spacer rekreacyjny. Długą trasę przybyliśmy, gdy nagle mój klęka i woła
kozak, oczywiście stanęliśmy na baczność, zmysły wyostrzone i przeszukujemy teren, trafiły się tu razem 7
kozaków (dwa starsze, reszta młodzież) i 2
podgrzybki. Na sam koniec trafiały się bardzo sporadycznie
podgrzybki. Ogólnie rosną tylko miejscówkami idziesz długo i nic. Na zdjęciu w środku urocze
podgrzybki, które złaczyly się z szyszka w jedność, ubrali sobie bucika z szyszki:-) Eh martwię się tą pogodą, mokro ale zimno, mój już wróż, że to już koniec. Eh, a ja głupia dalej mam nadzieję, że jeszcze choć trochę sezon będzie trwać. Pozdrawiam i życzę udanych polowań na grzyby.