Cudowne chwile spędzone w lesie, lesie zasobnym w przepiękne maleńkie i troszkę większe jesienne
podgrzybki. Bogactwo nieprzebrane wprost nie do wyzbierania i przeliczenia. Podana ilość i tak jest sporo zaniżona.................
No i tak od dobrego miesiąca raczę się pobytami w moich ukochanych, a co ważne wreszcie grzybnych lasach. Tak sobie jeżdżę i podbieram miodek z barci niedźwiadka. A miodku - tego grzybowego- jest, a jest. O której to godzinie by się do lasu nie weszło to te leśne skrzatki a to poukrywane, a to bezczelnie na widoku czekają na grzybiarzy. Tych ostatnich w lasach przybywa w postępie geometrycznym. Samochody rezerwują miejsca na parkingach chyba już od świtu. Parkingi pękają w szwach, a i tak z lasu wychodzi się z pełnymi koszami. Ale od początku. Ranki przepojone nocną wilgocią, cudownie chłodnawe i obdarzone przepięknym słońcem, które nie zawsze pomaga w zbieractwie. Po postawieniu stopy na pokrytym opadłymi żółtymi listeczkami i beżowym igliwiu mchu, potrzeba troszkę czasu aby nacieszyć się na początku cudownym widokiem lasu i jesiennym chłodnym powietrzem. Następna sprawa, to w którą uderzamy stronę? Bo gdzie by nie spojrzeć, tam las zaprasza. Drzewa- sosna a to wysokie i dorodne, z mchem u swych stóp kuszą widokiem. Ale z drugiej strony i te średniaczki nieco gęściej posadowione też cudownie zapraszają. I tak na początku, to zawsze jestem troszkę tu, a troszkę tam. Powoli zaczynam wyszukiwać tego po co - i nie tylko- do lasu pojechałam. A grzybki rosną sobie wszędzie. Trudno mi powiedzieć jakie warunki im odpowiadają. A to maleńka góreczka z igliwiem okazuje się przepięknym
podgrzybkiem, a to z mchu ledwie, ledwie widoczne
czarne łebki do nas wychylają. A to gdzieś w małym dołeczku, przy pniu, na leśnym dukcie- widoczne z daleka, a to w stertach gałązek. Widać pomimo braku opadów nocne i poranne rosy z wilgotnością 100% w zupełności im wystarczają. I dobrze. Opadów u nas było jak na lekarstwo, ale las odwdzięczył się za ten długi okres grzybowej posuchy tak wspaniałym wysypem. I to wysypem tak po całości rejonu. Rosną, rosną i myślę, że jeszcze nie jedno tak udane grzybobranie nam zapewnią. W lasach nie tylko oko cieszą
podgrzybki. Pełno
olszówki, lisówki,
muchomorów,
gołąbków. Ilości przywożone są ogromne. A to jeszcze czeka w domku na odrobinę cierpliwości przy obróbce. Czego najbardziej nie lubię- kroić te cudowne okazy. Najchętniej każdy swój zbiór rozsypałabym na dywanie, by móc i w domu poczuć się jak w lesie. Ponieważ grzyby rosną całymi rodzinkami, to kilometrów w ciągu całego pobytu malutko, bo tylko 4. Na samym końcu chciałabym przeprosić za długą ciszę z mej strony i brak aktywności, ale muszę dzielić swój czas między lasy i szpital, gdzie jesień jak na razie spędza moja lepsza połóweczka. Wszystkich bardzo serdecznie pozdrawiam z grzybnych- w co nie wierzyłam, że nastąpi nizinnych terenów. Życzę Wam Wszystkim kochani podobnych leśnych doznań i grzybowych obfitości- :))))))))))))))))