4
borowiki sz. i po kilka
ceglastoporych,
podgrzybków brunatnych i
kozaków różnej maści, w różnym lesie i w tym co lasem będzie za kilka lub kilkanaście lat
Grafik tak się przypadkowo ułożył, że kilka porannych godzin mogłem wykorzystać na coś przyjemnego. W grę wchodziło winobranie w mojej mikrowinnicy (ogarnę wieczorem) lub las. Ale gdzie? Na
prawdziwki oczywiście, czyli Beskidy. I okazuje się, że wysyp nie jest wystarczającym warunkiem by zapełnić koszyk. Warunki konieczne to wysyp plus znajomość lasu lub wysyp plus szczęście. W tych okolicach byłem pierwszy raz, a szczęście, cóż, chyba mam w miłości.
Tazokową metodę szukania grzybów na czterech, a jakże, przetestowałem. Sprawdziła się tylko połowicznie, tzn. akupunktura za kołnierzem za free ale "piekarni z bochenkami" nie było. Cztery
prawdziwki znalazłem w starym świerkowym lesie, ale były to raczej bułeczki z ciasta pizzowego podawane w restauracji jako czasozabijacz, a poźniej doliczane do rachunku mimo, ze nikt ich nie zamawiał, niż góralskie chleby 😉 No cóż, moje tegoroczne
prawdziwki muszą jeszcze trochę na mnie poczekać.