Lasy- wysoka sosna z krzewami. Obrzeża porośnięte sosnami samosiejkami. A pod nimi i na skrajach coś nowego znów urosło. Tak z suchych faktów, to następny
borowik listopadówy, dwie
kanie czerwieniejące, jeden
podgrzybek, oraz 9 średnich zdrowych maślaczków. Wisienką na grzybowym torcie dzisiaj się okazały młode pięknej urody
muchomory czerwone. Wielkie talerze z niezliczonymi ilościami ujmujących kropek. Widok tak z początków jesieni, a nie z jej schyłku...............
Wczoraj wiadomo co było, ano święto i to nie byle jakie. Godnie je uczciliśmy, przy obiadku z rodzinką się spotkaliśmy, posiedzieliśmy........ i tak cudownie było, ale dla lasów w tym wszystkim czasu nie starczyło. Już tak z wieczorka dusznica jakaś mnie opanowała i za lasami tęsknota nie mała. Ranek miłe sprawił powitanie, niebo lekko zasnute gdzieniegdzie chmurami, jeszcze na plusie +3 stopnie, troszkę rosy. Rewelacyjnie myślę sobie w takich klimatach w lesie być musi. Pojechałam- blisko, bliziutko. Na taki jesienny spacerek. Zza chmur słoneczko poranne się wyłoniło i pięknie cały las rozświetliło. Na mchu coraz grubsze pokłady z żółtych jeszcze liści. Cicho, spokojnie i bezwietrznie. Powietrze cudowne, z ranka takie rześkie. Na wejściu wiewiórka skacząca po sosnach mnie powitała,- raptem zeskoczyła na mech, stanęła w słupek, kiteczkę zadarła i chwilkę tak mi się przypatrywał cała osłupiała, później, ogonkiem puszystym esy floresy wywijając pognała z powrotem. I tyle później ją widziałam. Taka troszkę w lesie pogodowa karuzela była. Raz świeciło słońce i taki spokój i radość wprowadzało. Za chwilę za chmury zachodziło i w lesie tak bardziej smutno i szaro się robiło. Spacerek raczej duktami i obrzeżami dzisiaj mój przebiegał. Na zbieranie grzybków się nie nastawiałam. W ręku reklamówka- a nuż znajdę śmieci. Tych troszeczkę było- butelki, i puszki. W pewnym momencie jak wzrok gdzieś padł na pobocze- patrzę a tam
podgrzybek - taki do zabrania. Zaczęłam ściółce lepiej się przypatrywać, ale bez efektów. Zmieniłam kierunek na obrzeża z samosiejką sosny- taka małą i starszą. Tam to właśnie natknęłam się na młodego muchomora. Jeden, za chwileczkę następny. Ten drugi jak talerz. Zawsze je podziwiam. No to myślę sobie zrobię im po kolei foto. Tak wkoło nich się kręciłam, a dosłownie dwa metry dalej spod igliwia wystaje beżowa czapeczka.
BOROWIK listopadówy, taki z wyglądu jak elegant wczesno-jesienny. Te młode piękne muchomory i ten
BOROWIK. Stałam, podziwiałam i z radością do nich się uśmiechałam. Tak sobie pomyślałam- czyżby następny wysyp?- o tej porze młode muchomory? Na tychże obrzeżach znalazłam jeszcze dwie
kanie czerwieniejące. Jedna parasolka rosła na środku leśnej przestrzeni, druga skrzętnie ukryta pod dorodną sosną. Miał być tylko spacer, dotlenianie, akumulatorów ładowanie, widokami sycenie,- a co wyszło,- jak zwykle za grzybkami węszenie. Bo wracając powoli tak noga za nogą znalazłam maślaczka najpierw jednego, później drugiego, i tak idąc po drodze doszłam do dziewiątego. Tak sobie myślę, że pomimo, że one urosły i to w dobrym stanie, to już bezsensowne staje się ich szukanie. Sezon był przepiękny, długi i owocny. Lasy i ich odwiedzanie, a teraz i sprzątanie na resztę jesieni chyba mi zostanie. Spacerek przy zmiennym słońca oświetleniu był taki refleksyjny, choć mają jeszcze być i dni przyjemne -to co mi zostaje- rzucić wszystko i za niedługo znów pognać do lasu. Bo dziś ledwie z nich wróciłam, już za nimi się stęskniłam.............. serdeczności Wszystkim :)