To był tylko wyskok do lasku kontrolnego z braku czasu na prawdziwe grzybobranie. Żadnych grzybów z rodzaju konsumpcyjnych, szkoda. Chwilowo udało mi się tylko zaspokoić głód lasu.
Ten lasek towarzyszy mi od bardzo dawna, wyrósł na terenie nigdy nie dokończonego i parę lat temu wyburzonego szpitala koło centrum handlowego M1. Pamiętam czasy, kiedy były tam pola uprawne, a pośrodku nich droga obsadzona topolami. Potem zaczęła się budowa szpitala, prowadziłem tam swoje pierwsze roboty jako mistrz budowy. Potem wyrosły zagajniki i laski, wprowadziły się zwierzęta, pokazały się grzyby. Wpadałem tam, gdy chciałem sprawdzić poziom grzybności, lub gdy tęskniłem za lasem, a nie miałem czasu. Wreszcie nadszedł ten rok, gdy zapadła decyzja o budowie wielkiego centrum logistycznego i trzeba było się pożegnać. Zrobiłem to w czasie, gdy jeszcze lasek rodził
kozaki czerwone, ale teraz złamałem się i z ciekawości zajrzałem jeszcze raz. Grzyby się wyniosły, nie ma już
kozaków, ani zieleniatek. Za to pojawiły się jakieś białe dziwaczki z pofałdowanym hymenoforem i pierwsze
zimówki. Jeszcze widać ślady obecności zwierzaków, ślady na ziemi i obtarte drzewo wymazane błotem, to dziki i
sarny. Niestety, drzewa naznaczone już piętnem śmierci, to koniec.... W niedzielę pewnie pojadę do Świbia, pochodzić i pomyśleć w samotności, może się nie rozkleję.