Witam wszystkich grzyboświrniętych. Krótki pobyt w domu aby spotkać się z rodziną. A że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, więc pozwolę sobie ją przedstawić. Oto moja najbliższa rodzina, Borowieccy. Stawili się by mnie powitać w liczbie coś koło 50. Jest jeszcze rodzina żony Podgrzybkowscy i Kozakiewicze ok 200 chłopa i dziołch, ale na zdjęciu się nie zmieściła. Może następnym razem. Oczywiście nie obyło się bez wizyty w Koskach. Muszę z przykrością stwierdzić że było to ekstremalnie trałmatyczne przeżycie. Ludzi i samochodów jak na Marszałkowskiej. Dziadki z laskami. Babcie z wnuczkami. Mamy z reklamówkami a tatusiowie z puszkami. Istne szaleństwo. Krzyki dzieci - babciuuu co to za grzyb? A po chwili - Nie ruszaj tego, bo to g... no. Kolejka aut przed leśnymi parkingami w oczekiwaniu aż się zwolni miejsce do zaparkowania. Szok. E.