Wszyscy z Was słyszeli opowieści o wpływie pełni na grzybobranie. Że przed pełnią będzie wysyp, że w nowiu zagrzybi każdy metr kwadratowy lasu, a po pełni to już będziemy przeciskać się pomiędzy nóżkami
borowików, takie nam giganty urosną. Że nasz ziemski satelita ma wpływ na wiele aspektów przyrody ożywionej i nieożywionej, na ich przebieg i występowanie, to niepodważalne, ale muszę Was zmartwić. Mimo opowieści i legend przekazywanych z dziada-pradziada i baby-prababy nie zauważyłem żadnego związku uczuciowego: pełnia – grzyby. Zwłaszcza w listopadówych Beskidach. Dzisiejszy południowy, krótki spacer po wiślańskim lesie choć był niezwykle energetyzujący, to poszukiwania rodzeństwa małego aksamitka, były z góry skazane na niepowodzenie. Powód – banalny – na przełęczy Kubalonka blisko 20 cm śniegu a temperatura -4 ( około południa ) i ciągle prószyło. Za to wieczorem – uczta - superpełnia – spektakl światła na atramentowym niebie, którego nie mogłem sobie „odpuścić”. Zerknijcie w „swoje” niebo, chyba warto. Próbka wrażeń jakie czekają na Was, na zdjęciu. Pozdrowienia Tazok PS: A może się mylę co do pełni i grzybów ? Podzielcie się swoimi doświadczeniami.