Korzystając z wolnej chwili i pięknej pogody wziąłem rower i pojechałem sprawdzić co słychać w mojej kozakowej miejscówce. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się za wiele biorąc pod uwagę już brak deszczu od dłuższego czasu. Na miejscu okazało się że dalej rosną - są trochę przysuszone ale najważniejsze, że są. Ogółem trafiło się 6 sztuk
kozaka czerwonego, 1
maślak i 3
kanie, które pokazały się pierwszy raz w miejscu, które odkryłem w tamtym roku. Największy
kozak ukrył się na skarpie przy sadzawce, o której kiedyś wspomniałem. Żeby spenetrować to miejsce musiałem poczekać aż wyprowadzi się pan wędkarz, który coś tam próbował złapać. Ten akurat nie zauważył mojego kozaczka ale myślę, że inni wcześniej przynieśli do domu i ryby i grzyby.