Witajcie, miałem wyjechać na dwa piękne dni do puszczy, a tymczasem z moich planów wyszły raptem 2 godziny w lesie w sobotę z powodu wirusa grypy jelitówki, którego posiadaczem jestem do dziś niestety... Ledwo dałem radę wyjść z lasu, po prostu coś koszmarnego... Ale za to, gdy jeszcze chodziłem na dwóch nogach (a nie jak teraz: po czworakach do łazienki), trafiłem na niezłą miejscówkę z sowami, gdzie znalazłem tych pysznych grzybków sztuk 12 i to całkiem młode, soczyste i zdrowe osobniki, ha! Do tego dwie kozibrody (w tym jedna solidnie "zgwałcona" - wokół niej widoczne były ślady rycia, wygląda więc na to, że jakaś dzika świnia postanowiła się ze mną podzielić darem lasu) i kilka
podgrzybków. Aż mi smutno, że straciłem właściwie ten weekend. Łamie mnie w kościach i idę spać marząc, że może... choć trudno mi w to uwierzyć... ale że może w przyszłym tygodniu uda się pojechać do lasu... Może temperatury jeszcze na to pozwolą... Trzymajcie się kochani, pozdrawiam gorąco wszystkich "grzybniętych"!