Las mieszany, sucho. Pod świerkami, gdzie jest trochę mchu i wilgoci, zaczyna się coś pomału dziać. W liściach brak oznak życia grzybowego. Zebrane 5
borowików, 2
kozaki czerwone, 1 brązowy, garść
kurek. Spotkane: gołąbki i 1
kolczak. Myślę, że za parę dni będzie się działo 😊
Długo nie było żadnych wieści o ruchach wojsk. Zwiadowcy albo uraczyli się księżycówką albo służbę porzucić postanowili. Wybrałam się więc sama na rekonesans. Na przywitanie wiatr zimny ostrzeżenie uczynił. Nie zwróciłam uwagi wszakże na to przesłanie. W chaszczach szlachcic przykucnął. Jasna głowa go zdradziła. Wnet do kosza wrzucony został. Nie doceniłam jednak sprytu jego, bo w euforii, zadowolona z pojmania wroga, czujność straciłam i pułapki przez wojów przygotowanej nie zauważyłam. Zahaczyłam nogą o pal jakiś i jak długa runęłam, wrzask dziki z trzewi wydając 😂 Ciemność widzę, pomyślałam. Ale wszak motto moje: padłaś, powstań, ubieraj koronę i zasuwaj ( chociaż czasy teraz koroniaste i motto trochę w moich oczach straciło ), sprawdzać zaczęłam, czy członki wszystkie w całości i ruszać nimi mogę 🤕. Na szczęście, pomimo bólu, uszkodzeń nie widać, do dalszej walki ruszyłam. Animusz jednak jakby osłabł, ale że zawzięta baba jestem, to do niewoli jeszcze kilku szlachciców zostało wziętych, 3
kozaków i kilku giermków, co w gaciach żółtych paradowali. Obłąkany jegomość, w kolczatce, oszczędzony został, bo jeden, to życie postanowiłam mu darować, żeby innych ostrzegł, że ja tu jeszcze potyczek nie zarzuciłam. Znowu się nie popisałam taktyką, ale, że co nas nie zabije, to nas wzmocni, doświadczeniem nauczona, że oczy trzeba mieć dookoła głowy nowe sposoby obmyślę. No by było na tyle z wyprawy mojej, bo z przyczyn powyższych skrócona została 🤕🤬