szerzej:
Ranek niezbyt pewny pogodowo, no bo niby padać miało, ano miało, ale nie padało. W nocy co nieco z nieba spadło. Wybrałam mieszaninę leśną. I sosny i zagajniki sosnowe i te brzozowe. Temperatura jak dla mnie ambrozja. Żadnych tam upałów, a i pod stopami po nocnym deszczyku przyjemna od ziemi wilgoć wyczuwalna. W sosnach wysokich coś za bardzo deszczy ostatnich widać na ściółce z igliwia nie było. Ścieżki mokre, a w igliwiu tak sobie. Obeszłam i nic takiego nie wypatrzyłam. To była rundka taka na rozgrzewkę, jeszcze przed kąpielą. Ale ja uwielbiam zagajniki, ich gęstwinę, igliwie pokryte gęsto kropelkami wody, pod stopami dość wysokie mokre zielsko, trawę, co tam nie urosło. Poszłam więc najpierw z zagajniki takie troszkę mieszane- i sosenki i brzózki, a tam od fryzury aż po same adidaski otrzymałam piękną kąpiel w deszczówce. Co się w którą stronę nie ruszyłam, tam prysznic, ale opłacało się. Na niewielkim skrawku, w mchach napitych wodą znalazłam prawie jeden obok drugiego 5 pięknych młodziutkich i to całkiem zdrowych borowików. Kawałeczek dalej- pod listkami brzózki schowany koźlaczek. Następnie odwiedziłam zagajnik sosnowy. Ok. 30 młodziutkich maślaczków ziarnistych. I tak to jest- daleko szukałam, a blisko znalazłam. Spacer rewelacyjny, powietrze przecudne, chłodne i jakby już lekko zagrzybione. Nastały chwile które bardzo kocham- ranny chłodek, wilgotne leśne ściółki, i gdzie nie gdzie jakiś grzybek. Udanych grzybobrań- serdecznie i cieplutko wszystkich Was pozdrawiam :)