Wybraliśmy się niedzielnie koło południa razem z babcią, nastawiając się raczej na rekreację niż zbieranie, bo po weekendzie co niby miało zostać? Ludzi mnóstwo całymi rodzinami, niektórzy wracali do samochodów z wiaderkami wypełnionymi do tylko do połowy. Poszliśmy jednak naszą ulubioną dróżką i wcale nie zagłębialiśmy się bardzo w las szukając nietkniętych miejsc. Grzybki rosły sobie jak zawsze. Ta droga jest jakaś magiczna, bo zawsze na środku pod nogami coś rośnie, nawet 20 cm coś, co znajdujemy w drodze powrotnej... Grzybki małe i większe, wszystko zdrowe, no i babcia zaspokojona grzybowo