Boletusy - jeszcze oktobrusy :),
podgrzybki aksamitne, brunatne, złotawe i do pełna
opieniek.....
Cel dzisiejszego spaceru był niejadalny za to fotogeniczny.
Muchomory czerwone zaprzątnęły mi ostatnio głowę i poświęciłem im kilka słów na "beskidzkiejsalamandrze". Pomyślałem, że zaproszę Was do lektury, ale jak tu skutecznie zachęcić do odwiedzin bez aktualnego zdjęcia ? Tak więc - w wyjątkowo piękny, ciepły i wietrzny dzień postanowiłem wysznupać w beskidzkim lesie jakieś ostatki muchomorowe. Oczywiście jak na złość, nawet w najbardziej przewidywalnych miejscach - tylko oklapnięte, pomarszczone i rozpłynięte osobniki.
Borowiki - są,
podgrzybki - są,
opieńki "so, rosno", ale jak akurat potrzebujesz trujaka - w tym przypadku - muchomora to figa z makiem. Klasyka gatunku, kolejne prawo Murphyego. Z górą trzy godziny ( w jedną stronę ) zajęło mi rozszyfrowanie zagadki: " Gdzie " ? No jak gdzie ? w lesie;) ale na prawdę trzeba się wdrapać niemal na 1000 m, tam gdzie najpóźniej owocują. I choć już nie było tych słodkich okrągłych piłeczek w kropki - to jeden / a może jedna /
Amanita Muscaria zapozowała wdzięcznie do dzisiejszego zdjęcia. W halloweenowy wieczór - zapraszam w pierwszym tazokowym dopisku - do krótkiej opowieści o tych pięknych i tajemniczych grzybach - muchomorach.