Eureka! Cudowny listopadówy
prawdziwek ( Boletus Novembrus ) i kilkanaście
ceglasi w bukach i jodłach
Gdzie diabeł nie może tam babę pośle. Wczorajsza wyprawa Tazoka zakończyła się grzybową porażką, zarządziłam więc niedzielną wycieczkę, żeby jako ta "niewierna Tomaszowa" sprawdzić naocznie, czy to faktycznie koniec grzybów w Beskidach. Oczywiście Brenna, oczywiście Leśnica, oczywiście do ławeczki przy trzech strumykach. Wybraliśmy okrężną nieco trasę, wzdłuż potoków i wodospadów przy dującym od południa wietrze, który postrącał niemal wszystkie liście w bukowym lesie, zaglądałam w dziesiatki możliwych zakamarków żeby zostać królową grzybobrania. Po godzinie grzybowej nicości do kwadratu stało się to czego przyszłe królowe bardzo nie lubią. Usłyszałam wesołe wołanie Tazoka. No zgroza, znowu on pierwszy. Udając wrażliwość, dyplomatycznie zamaskowałam chęć królowania i pochwaliłam wyjatkowo ładne trzy
ceglasie. Czyli są!, czułam to przez skórę. Przecież nie zostawię tego tak bez odpowiedzi. Ha! Jest! Jeden, drugi - też
ceglasie śliczne jak zawsze. Poczułam się spełniona, wzięłam głeboki oddech i wtedy, jeszcze na wdechu zobaczyłam moją koronę, gronostajową etolę, berło i jabłko pod postacią
prawdziwka. Cudeńko. Zdrowy grubasek, zupełnie nie przejmujący się listopadówymi kaprysami pogody. Usiedliśmy na naszej ławeczce, która dzisiaj pełniła funkcję tronu, poczęstowano mnie herbatą z sokiem malinowym i domowym, śliwkowym ciastem. Poczułam się jak królowa. A może nią byłam przez krótką chwilę ? Kto wie.