Mój Ci On, mój Ci!!! Tak zacząłem krzyczeć z radości gdy go zobaczyłem. Czapką nakryłem szepcząc do niego - Nie oddam Cię już nikomu. I w tedy usłyszałem cieniutki głosik - Nie Twój Ci On, nie Twój. To malutki robaczek wychylając główkę z pod daszka czapki dobitnie pokazał mi kto tu był pierwszy. Ale mnie wnerwił. Złapałem za kozik, już miałem ciąć przy samej ziemi gdy nagle ten ze łzami w oczach zaczął prosić. Panie Wielki, nie rób nam tego, dogadajmy się. Na co Ci noga. Myśmy się już w niej urządzili. Weź kapelusz. Tam nie idziemy bo wysoko i wypaść łatwo. Zgoda, odrzekłem. Jak spółka to spółka. I kapelusz poszedł do koszyka. Szkoda że nie cały
borowik. A był taki wielki że nie zmieścił się na jednym zdjęciu. Całość uzupełniła sfora
opieniek, banda
maślaków i błąkające się samopas
podgrzybki. Choć deszcz ciął okrutnie, to jestem w pełni zadowolony. Na koniec korzystając z okazji, chciałbym pozdrowić Pana Leśniczego którego miałem przyjemność poznać dzisiaj w lesie. Opowiedziałem mu o naszej stronie i wielu miłych słowach pod adresem jego lasu które zamieściłem na portalu. Bardzo się z tego ucieszył. Obiecał tu zaglądać. I to na dzisiaj, było by na tyle. Pozdrawiam zdrowo zmokniętych. E.