Dzisiejszy godzinny wypad do lasu nie powalił na kolana. W sumie nie spodziewałam się żadnych rewelacji, ale liczyłam chociaż na coś młodego, świeżego, co zwiastowałoby poruszenie grzybni po tych ostatnich deszczach. Niestety. W wysokim lesie sosnowym o podłożu mchowym susza, a napotkane
podgrzybki aż błagały o odrobinę wilgoci, o czym świadczyło ich umiejscowienie – blisko drzew, pod gęstymi krzakami i w mchowych dołkach. Ogólnie jakichkolwiek grzybów jak na lekarstwo – nie ma już wysypu
panienek, nie ma kurek, gołąbki czerwone w stanie rozkładu, a sromotniki napotkane tylko dwa. Jeżeli porządnie nie przyleje, to nawet po pełni nie będzie chyba czego zbierać. Ale nie traćmy nadziei – jeszcze cała jesień przed nami :) Darz grzyb!!! PS. Na koniec pozwolę sobie odnieść się do doniesień Tomka – otóż ja tam wierzę w prawdziwość jego wpisów. Sama miałam podobną sytuację dwa sezony temu, kiedy to doniesienia z mojej okolicy nie przekraczały 10 szt./h, a ja kosiłam po 60-80 szt./h. Wystarczy mieć swoją miejscówkę i wiedzieć jakimi ścieżkami chodzić. Tak więc osobiście zazdraszczam, pozdrawiam i oby tak dalej i więcej :)