Z lasem dawno się już pożegnałam bo od lipca do końca października w okolicznych lasach było totalne bezgrzybie. Dziś mnie coś podkusiło, żeby jednak pojechać do lasu, choćby na rekonesans, pooddychać świeżym powietrzem. Jakie było moje zdziwienie, kiedy weszłam do lasu. Wkoło masa
kani, nie wiedziałam, którą mam zrywać. Nazbierałam ich 72 sztuki. Poza
kaniami znalazłam 3
podgrzybki zajączki, śliczne, świeże i twarde oraz 2
maślaki. Wszystko zdrowe. To, co na zdjęciu to to, co doniosłam do domu bo większość
kani porozdawałam mamie i siostrze. W lesie zostało ich mnóstwo. Wierzyć się nie chce, że 18 listopada po raz pierwszy w tym roku przyjechałam szczęśliwa z grzybobrania. Pewnie jeszcze tam wrócę, zanim przyjdą przymrozki.