szerzej:
to zawsze coś to tu to tam urośnie. Jak już zobaczę na poboczu grzybki, czy gołąbka, czy też jakiegoś grupowego czernidłaka, to zawsze jest nadzieja na coś z tych do zjedzenia. Dzisiaj wcześnie skoro świt lasy odwiedziłam, gdy jeszcze śpią komary, ptactwo powolutku się budzi. Słoneczko swym blaskiem jeszcze w posiadanie zachłanne całego nieba nie objęło. Powietrze przyjemne, wiejący wiaterek dodatkowo spacerkowi dodawał splendoru. Mam tu- jak i w wielu innych lasach - swoje miejsca na grzybki. Czasami się bardziej wysilę i coś nowego wypatrzyć się udaje. Nie powiem, że dzisiaj to moje pierwsze były. Nazbierałam ich dotąd bardzo bardzo wiele- z dzisiejszymi grubo ponad setkę. Dzisiaj na początku wypatrzyłam maluchy- czyli patyk grubawy zakończony niewielkim balonem. Tak zgadza się mówię tu o kaniach. Ponieważ stwierdziłam, że nawet maluch rodzą się faszerowane- cięłam wszystkie- oczywiście te bez jeszcze farszu. Do domu udało mi się donieść 44 sztuki, troszkę kurek. Spacer pełen satysfakcji, ale też i przerażenia- boję się pomyśleć co z grzybami u mnie będzie dalej. Upały, brak opadów, tragedia................ Tak sama się zastanawiam jaką siłą musiały te kanie się wykazać, skąd wodą się posiliły, że w ogóle wyrosły i to w takiej ilości. Serdecznie i cieplutko wszystkich Was pozdrawiam :)