(50/h) Poszalałam z ilością w doniesieniu i chcę zaznaczyć, że wcale nie przesadziłam, a nawet dużo zaniżyłam ilość napotkanej dzisiaj majówki wiosennej. Gdybym się mocno uparła, to zbiór zapełniłby niemały koszyk. Rosła sporymi stadami w wielu miejscach. Na pewno ilość spokojnie przekroczyłaby setkę. Zebrałam jeden egzemplarz w celu bliższego przyjrzeniu się i stwierdziłam, że niestety ktoś był tu pierwszy, bo oczywiście miał bliżej i je zasiedlił.............
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Dzisiaj poranek już nie tak przyjemnie chłodny jak ostatnio. Rankiem ponad 17 stopni. Dość dusznawo pomimo wiatru. W lesie już nie tak bajeczne powietrze jak ostatnio. Raczej męcząca bardziej taka duchota była. Aromaty kwitnących krzewów, i wszelkich innych roślinek przy tej temperaturze a do tego suche jak wiórek powietrze powodowało lekki zaduch w lesie. Po ostatnich opadach nawet marnego śladu już nie było. Oczywiście swoje kroki skierowałam w miejsca wytropienia ostatnio majówki wiosennej. Jakież było moje zdziwienie, gdy na miejscu okazało się, że moje pragnienie wysypu w znacznych ilościach zostało skrzętnie spełnione. Majówki rosły dosłownie wszędzie i to w wielkich skupiskach. Niektóre malutkie, inne okazy już dorodne i wyrośnięte. Jeśli tak sypnęło majówką to już z niecierpliwością czekam na następne tak obfite wysypy i to rurkowców. Znaczy się w lasach warunki odpowiednie. Ponadto znalazłam następne miejsca występowania smardzy. Tych naliczyłam ok 10 sztuk. Dorodne, wypasione, tłuściutkie, takie co widać z daleka. Oczywiście zaszczyciły swoją obecnością wysypaną korą rabatę. Czyli takie sobie swojaki, a niestety nie te dziko w lesie rosnące. Ale jak to mówią z braku laku i to dobre. Spacer uważam za przemiłe doświadczenia tym bardziej, że tak podkręcił mój nienasycony apetyt na więcej. Serdeczności dla Was i pozdrowionka :))))))))
(2/h) Były deszcze i to takie na poważnie, a nie jakieś tam delikatne mżawki, były też i burze. Do tego codzienne słoneczko z chmurkami i wiatrami i suma summarum lasy wykorzystały te sprzyjające warunki co do grama, tj co do promyczka i kropli deszczu która do nich dotarła..............
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Było już w lasach pięknie i zjawiskowo. Teraz moja wędrówka odkryła jeszcze piękniejszą ich odsłonę. Noce chłodniutkie, to i poranki z pysznym rześkim powietrzem. Narkomani wdychają te swoje białości po kreseczce i już mają odjazd, a teraz w lasach po tych opadach takie cudowne powietrze i to nie reglamentowane, upaja przyprawiając o nie mały zawrót głowy. Dla tego cudnego leśnego aromatu wydłużyłam pobyt jak to było tylko możliwe. Wszystko kwitnie, drzewa i krzewy tak wybujały, że aby coś dalej dostrzec, to niestety trzeba poszwędać się w głąb lasu. Ze ścieżki widoczne tylko ściany zieleniutkie - jak w tunelu jakimś. Chyba ta ekspansja zieleni zagłuszyła, czy też wyciszyła w lesie ptasie śpiewy. Dwie napotkane sarenki- mama z córeczką- stały leniwie na środku ścieżki kontemplując w którą stronę uderzyć. Stały niestety zbyt daleko, abym mogła się pokusić o jakąś fotkę. Przed fotkami natomiast nie uciekły wypatrzone w lesie sosnowym z domieszką krzewów i liściastych- piękne- jeszcze takie małe oseski w powijakach- żółciaki siarkowe. Pierwsze w tym roku. Zapowiadają się na piękne okazy. Wędrując wśród sosen znalazłam pierwsze dorodne kępy dość sporych blaszkowców. Czyli z grzybowych zwiastunów tego co w najbliższej przyszłości nas czeka pojawiają się już pierwsze egzemplarze. Maślaków wypatrzeć mi się niestety nie udało. Natomiast znalazłam stanowisko takich udomowionych czy jak kto woli oswojonych smardzy. Piękne. Szkoda tylko, że w lesie na podobne nie mam szczęścia natrafić, ale wszystkiego mieć nie można. Spacer super w skali 1 do dziesięciu to tak na 20 się spisał. Czasu na ten cudowny rekonesans nie żałowałam - bo w ponad trzy godzinki przedeptałam wśród upojnej zieleni ponad 8 km. Płuca nasyciłam lasem, wzrok nacieszyłam wszystkim co dookoła tylko rosło do uszu docierały delikatne ptasie zawodzenia. Żółciaki podotykałam delikatnie i poprzyglądałam im się z bliska taką całkiem dłuższą chwilkę i czego by tu jeszcze chcieć- ano tak się już marzą rurkowce i to w znacznych ilościach. Wiosna w lasach na całego. Już marzę o następnym tak miłym w nich pobycie. Serdeczne pozdrowienia dla Wszystkich ślę z mych zachwycających nizin :))))))))))))))
(6/h) Ma je na swoim koncie już sporo osób, mam i ja. Radość przeogromna, tym bardziej, że na "żywo" zobaczyłam je po raz pierwszy. Mowa o piestrzenicy olbrzymiej. W tym stadium które dzisiaj widziałam, to do olbrzymiej jeszcze im troszkę brakuje. Takie siedliski małych jak na razie "szczeniaczków" trafiło. Ostatnie moje te, ta te z piestrzenicami miało miejsce dwa lata temu i była to wówczas piestrzenica olbrzymia.............
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Cudowny letni poranek przy bezchmurnym szalejącym w całej okazałości słońcu- kusił wypadem do lasu. Jak tu się oprzeć i nie pojechać? Powietrze z rana rześkie, lekko chłodnawe, ptactwo witające od samych progów leśnych, cudowna młodziutka zieleń pod stopami, i takież listeczki na nielicznych drzewach liściastych i pomniejszych krzewach, kwitnące na podmokłych miejscach piękne żółte kaczeńce- tego widoku słowami nie da się opisać. Do tego wszystkiego zapach lasu, o tej porze chyba bijącego wszelkie inne odczucia. Wędrówka tak na spokojnie, aby wszystkim do syta się nadelektować i utrwalić w pamięci. Oczywiście najwięcej czasu spędziłam w pobliżu pięknych brzóz i pomniejszych brzózek. Ich delikatne gałązki pokryte młodziutkimi zielonymi listeczkami, delikatnie wirujące na wietrzyku- majestat wiosny w pełni. Już nie mogę się doczekać, gdy w ich sąsiedztwie zaczną się pojawiać pierwsze koźlaczki. Las jakże inaczej wyglądający niż jeszcze kilka dni wstecz. Z szarego całkowicie przejrzystego, jakby się zagęścił. Już nie można było ze ścieżki ogarnąć dalszych jego partii. Trzeba było troszkę z utartych duktów pozbaczać w jego głębie. W niektórych zacienionych bardziej miejscach uroku dodawała poranna rosa, pięknie skrząca się w promieniach słońca. Obeszłam także młodniki w nadziei na pierwsze maślaczki, ale one jeszcze się nie pokazały. Idąc leśną ścieżynką, coś zwróciło moją uwagę. Zupełnie przy dróżce. I w tym miejscu moje ukłony w stronę ślimaków. To one pierwsze swoimi paszczami pozaznaczały rosnące tam piestrzenice olbrzymie. I dzięki tym śladom ich obecności je wypatrzyłam. Na razie malutkie, pochowane w mchu i opadłych gałązkach i igliwiu. Moja radość ze znalezienia tych przepięknych i unikatowych grzybków była przeogromna. Po sesji foto, z powrotem zakamuflowałam je tak jak je zastałam. Rosły sobie w lesie iglastym z domieszką pomniejszych krzaczorów na południowej wystawie, pięknie wygrzewając się w słoneczku. Miejsce zapamiętałam, i za niedługo pojadę sprawdzić jak im się powodzi i ile podrosły. Niestety jeśli i smardze chodzi, to tych-choć znam miejsca ich wzrostu- nie znalazłam. Las mnie zachwycił. Swoją urodą, pełną życia, powietrzem, zielenią. Zamieszczona na foto ropucha pochodzi z wcześniejszego mego pobytu tak sprzed tygodnia- i nie mogłam oprzeć się pokusie dołączenia jej. Na koniec dodam, że znalazłam jeszcze stanowisko ZIMÓWKI- o tej porze, a ona całkiem dobrze się miała. Serdeczności kieruję do Was wszystkich z moich jakże pięknych terenów. :))))))))))))
(0/h) Z okazji przepięknego czasu Świąt Wielkiej Nocy życzę Wam i Panu Markowi cudownie miłych, ciepłych i rodzinnych chwil spędzonych w najbliższym gronie. Szczęścia i zadowolenia ze spotkań, zdrowia, radości. Jutro Śmigus- Dyngus i troszkę dodatkowych radosnych pokropień też by nie zaszkodziło, aby tej tradycji zadość się stało.
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Troszkę wszystko się poopóźniało, ale z utęsknieniem wypada pobuszować po okolicy i zacząć wypatrywać pierwszych wiosennych oznak wiosny. A za niedługi czas życzę Wam pozamieniania tych miniaturowych koszyczków na dorodne kosze grzybowe. Świąteczne serdeczności ślę z moich rodzinnych nizin z pozdrowieniami :)
(0/h) Słłłłłłłłłłłłłłłłloneczko na bezchmurnym niebie, na termometrze przyjemne minus 7, odczuwalna jeszcze niższa, brak wiatru, i jak przy takiej aurze wysiedzieć spokojnie w domowych pieleszach? Ano nie wytrzymałam, i las...............
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Jak tu siedzieć w domu? nie odpowiem na to pytanie, bo mnie znowu poniosło. Poniosło i bardzo dobrze. Las cudownie szarawy, ale jakże wesoło się w pełnym słońcu prezentował. Sosny nieruchomo wpatrywały się w niebo. Alejki od razu jakieś takie piękniejsze i weselsze. Wszystko się śmiało w lesie pełną gębą. No może za wyjątkiem zimowych grzybków, bo te w daleko posuniętym stadium schyłkowym. Zimówki mocno podsuszone, podobnie jak uszaki. Ale to i dobrze. Niech te zimowe pozostałości zaczną się szybciutko wycofywać. Ja już tak mocno stęskniłam się za wczesnowiosennymi pięknościami. Tylko ich dziś w lesie mi brakowało. Powietrze cudowne, czyściutkie jak łza. Chłodek pozwalał płucom nałapać wszystkiego najlepszego, co las tylko sprezentować potrafi. Oczy pobłądziły po wierzchołkach nieruchomych sosen, a to po duktach, a to po otaczającej leśne drzewa ściółce. Mech jest i ma się wspaniale, co prawda lekko poduszony przez tą bezśnieżną zimową aurę, ale daje radę. Wszechobecne, przeświecające przez konary słoneczko dało taki piękny leśny pokaz, że aż z lasu nie chciało się wychodzić. Jest pięknie, prawie wiosennie. Ptactwo dzioby rozdziawiło prawie na cały regulator. Cudowny różnorodny koncert. Akustyka wspaniała, jak na jakimś pięknym koncercie. Rewelacja. Do tego wszystkiego przepięknej urody cudowne sarenki w tle. Co prawda za blisko siebie podejść nie pozwoliły, ale jak mogłam tak je uwieczniłam. Nawet wiewiórka nie dała na siebie długo czekać. Tej co prawda nie uwieczniłam, bo to takie rozbrykane leśne zwierzątko, ale zobaczyć ja śmigającą po okolicznych drzewach w tych promyczkach słońca- bezcenne. Akumulatory tym pięknym leśnym pobytem już nie naładowane, ale przeładowane, tylko na jak długo mi to wystarczy. A że następne dni szykują się podobnie, to kto wie kiedy i gdzie mnie znowu poniesie. Serdeczności przesyłam Wszystkim i rzućcie wszystko i choć na chwilkę na las namawiam :)
(0/h) Witam serdecznie całe towarzystwo grzybowe ambitnie uskuteczniające zimowe eskapady w poszukiwaniu zimowych trofeów. Chyba to co wczoraj mnie spotkało to taka pokuta za grzechy. Zrobiłam wpis, wszystko zdaje mi się poprawnie, a tu zaskoczenie- "cenzura" odrzuciła, czy co, fakt- nic się na stronce nie ukazało. Tak więc po porannym spacerze próbuję ponownie..............
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Zima taka z solidnymi mrozami pozostała już jakby mglistym wspomnieniem. I żeby nikt sobie o mnie źle nie pomyślał, to dodam, że zimowego czasu nie spędziłam gdzieś na cieplutkim zapiecku grzejąc rączęta i nóżęta, ale nawet przy odczuwalnych -22 stopniach dzielnie odwiedzałam nasze piękne lasy. Mrozy były że ho ho, ale śnieg na mojej nizinie jak za dawno minionej komuny ściśle reglamentowany był - wręcz na "kartki". Jak w nocy poprószyło, to za najdalej kilkanaście godzin było już pozamiatane i lasy świeciły dobrze znajomą szarzyzną. Te ostatnie dwa dni spędziłam troszkę w innych, dawno przeze mnie nie odwiedzanych rejonach, a mianowicie przypomniałam sobie o przepięknym rezerwacie Żurawiniec i terenach na Morawsku w tzw miasteczku UAM. Żurawiniec pamiętam sprzed kilkudziesięciu lat, gdy jeszcze był rezerwatem w pełni tego słowa znaczeniu. Rowy polodowcowe na jego terenie były pełne wód z chronionymi gatunkami roślinności bagiennej. Kilka lat wstecz to już nie było to samo miejsce. Wody gruntowe opadły, rowy ziały pustkami, suchutkie. Deweloperzy zaczęli ostrzyć sobie zęby na ten pięknie w granicach miasta położony teren. I tutaj na wysokości stanęły lasy państwowe doprowadzając 3 lata temu deszczówkę z pobliskich Naramowic na tereny rezerwatu. Byłam dwa dni z rzędu, delektując się jego pięknem. Różnorodność drzew i krzewów, przepiękne alejki spacerowe. Pofałdowany teren w bukach, dębach brzozach i sosnach. Biegające z prawa na lewo sarenki- całe 3 szt dodatkowo umiliły chwile tam spędzone. Z sarenkami zaczęłam się zabawiać w odszukiwanie ich miejsc ucieczki. Dwukrotnie udało mi się je wytropić. Niestety dzieląca nas odległość nie dała możliwości na foto. Z tego miejsca udałam się na tereny UAM, gdzie posadowione są dwa przepiękne jeziorka połączone mostkiem z dużą ilością kaczek krzyżówek i łabędzią parą. Łabędzie udało mi się podejść bardzo blisko i zrobić im ładne foto. Niestety były tak łagodnie usposobione, że żadną siłą nie mogłam wymusić na nich nastroszenia piór i postawy obronnej. Uwielbiam ich posykiwanie i napuszanie się. Zwiedziłam całe tereny. Liczne strumyczki przecinają okalające lasy. Ptactwo rozśpiewane na całego, przepięknie umilało pobyt. Na licznych leśnych krzewach można zauważyć delikatnie wybijające listeczki. Ciepełko, pomimo solidnej dawki wiatru tak mówi, że wieje już wiosenką. Na obrzeżach, blisko sosny "wykryłam" stadka pięknie kwitnących przebiśniegów. One chyba tak wyrosły na biało jako ekwiwalent braku śniegu. Przedeptałam w tych dwóch dniach po 8 kilometrów, spędzając na tych pięknych terenach po 3 godzinki. Na Śląsku macie swoje hałdy, a ja mam nasz rezerwat, i tak sobie postanowiłam częściej te piękne tereny odwiedzać. Z grzybków- tych jeszcze zimowych napotkałam kępki ucha bzowego i jakieś takie troszkę przechodzone zimówki. Jeszcze tydzień, jeszcze dwa, no może za trzy i się zacznie, oj będzie się działo, i w lasach i na stronce. Naładowana już wiosennie, po pięknym spacerku, serdeczności Wam wszystkim przesyłam z moich nizin :)
(0/h) Hej! Hej! ja również nie zapadłam w jakiś przepyszny sen zimowy, tym bardziej, że w mojej okolicy zimy jak na lekarstwo było. Może takiej słłłłłłłłłłłłłabiutkiej to z kilkanaście dni. Lasy, a jak nie jak tak, że odwiedzam. Dzisiaj pięknie,-słoneczko miałam za towarzystwo, i tak idąc lasem w stronę słońca się przemieszczałam. Powietrze takie cudowne, chłodniutkie, a nawet lekko mroźne- wszystko wokoło wprost krzyczało, aby w głąb lasu się zapuścić. Tak idąc lasem, duktami i poboczami, mogłam zaobserwować coś niesamowitego..............
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Zależy czego w lesie szukałam, to najczęściej się znajdowało. Potwierdzenie, że właściwie jeszcze jesień trwa w najlepsze- to całkowicie dobrze wyglądające, piękne, zielone i dorodne leśne paprocie. Nie mniej gorzej wyglądają całe w listkach ubrane ubiegłorocznych krzewy jeżyn. Jeśli koniecznie w zimowych klimatach chciałam się odnaleźć, to też nie sprawiało wielkiej trudności- na poboczach w chaszczach znalazłam stanowiska młodziutkich uszaków i zimówki piękne młode karpy. Trawy na pobocznych rowach piękne zielone- bardziej kolorami wiosnę niż zimę przypominają. Mchy leśne przepięknie zielone, wyrośnięte, mięciuteńkie, cudownie pod stopami się uginają. I tak przyglądając się tym pięknym, rozświetlonym słońcem lasom, z przyzwyczajenia zaczęłam penetrować ich parterowe piętra w poszukiwaniu, a raczej wspominaniu rosnących nie tak znowu dawno naziemnych rurkowców. Tu były borowiki, tam dalej w brzózkach kochane koźlaki............. Ach gdyby one tak dzisiaj wyrosły......... jak na talerzu byłyby w lesie widoczne. Ale... jeszcze tylko luty króciuteńki i z błądzenia wzrokiem za grzybkami nadrzewnymi, opuścimy wzrok i na naziemnym bractwie się skupimy. Liczę dni do tej kalendarzowej wiosny. Choć jej oznaki coraz bardziej w koło są widoczne. Widziane w połowie stycznia kwitnące oczary, już prawie przekwitły. Stokrotki natomiast jak kwitły, tak w dalszym ciągu pięknie- nawet dziś przy -2 stopniach- dalej sobie grupowo kwitną. Znalazły się też jesienne grzybowe relikty - przetrwały w jakiś sposób w lesie od późnej jesieni, aż po dzień dzisiejszy niestrudzone pojedyncze rurkowce. Nad tym wszystkim w lesie coraz jest weselej, a to za przyczyną cudownych ptasich treli. Tylko w dzisiejszej wędrówce zabrakło pracujących dzięciołów. Ciszę, leśną kontemplację w pewnym momencie zagłuszył jakiś dziwny hałas. Z dala usłyszałm tętent. Za niewielką chwilkę opodal w pełnym pędzie śmignęło stadko dorodnych jeleni. Podążyłam ich tropem, pięknie w mchu widocznym. Niestety pognały daleko przed siebie. Pełna wrażeń, pozytywu, zachwytu z przepięknych widoków, niechętnie- po przedeptanych 7 km i dwóch godzinach z dużym hakiem- oglądając się bez przerwy za siebie- niestety lasy opuściłam. Ale nie na długo, co to to nie. Lada dzień i tak tam powrócę............. Do spacerów namawiam, choćby i bez grzybów,- lasy i o tej porze najlepszym są lekarstwem na oczekiwanie na sezon, i wszelkie przejściowe depresje. Serdecznie Was wszystkich z mych nizin pozdrawiam :)
(0/h) Teraz jak tak sobie w ciepełeczku siedzę i do Was piszę, za oknami pogoda szaro- bura i ponura, pada śnieg z deszczem. Raniutko natomiast, gdy ja sobie wstałam i za okno spojrzałam, powitała mnie na granatowym niebie jaśniejąca pięknie tarcza w pełni dziś księżyca. Wcześniej lasów mych odwiedzić nie miałam czasu, więc na dzisiaj spacer i z nimi w NOWYM ROKU powitanie zaplanowałam...................
... szerzej o tym grzybobraniu ...
Nim z domu wyruszyłam do moich ukochanych lasów, to księżyca na prawie bezchmurnym niebie już nie było. Temperatura jak na zimowe okoliczności całkiem przyjemniutka i to na niewielkim plusie. Od zachodu powolutku zaczęły niebo chmury zasnuwać, a od wschodu, nad horyzontem wszystko rozświetlało słonko. Nie tak za daleko od miasta, ale na tyle tylko, aby jego szum i życie zostało gdzieś w tle. Pierwsze widoki ściany leśnej, z pewnej odległości jak jakiejś zapory nie do pokonania się wydawały. Takie dostojne, nieprzystępne. Skraj lasu, a tutaj, wszystko jest możliwe. Te nieprzystępne zarysy, z całkiem bliska inaczej wyglądają- wręcz na swój teren pięknie zapraszają. Na tym pięknym leśnym skraju chwilkę zmarudziłam. Wszystko musiałam wzrokiem ogarnąć, przyjrzeć się dokładnie- tak dawno tu nie byłam. Choćby od ostatniej w lesie mej wizyty minęły tylko godziny, mnie się zawsze wydaje, że to długie wieki. W Nowym roku w miastach szalały fajerwerki, niebo rozświetlając. Tutaj w lesie cisza niczym niezmącona. Brak jakichkolwiek odgłosów. Sosny leciuteńko koronami dostojnie z wysoka kiwały, przy podmuchach wiatru. A wszystko w lesie pięknie rozświetlone, migające, roztańczone na wietrze i poprzetykane promykami słońca. Tu nie trzeba fajerwerków, aby nastrój świąteczny stworzyć- przy dzisiejszej pogodzie w wiaterek i słońce zasobnej- lasy taki spektakl mi dały, że długą chwilę stałam i ten piękny widok podziwiałam. Dzisiaj w lesie nie czułam ani troszkę zimy czy jesieni- widoki radosne- przypominały bardziej wiosnę. Jak tak w las głębiej zapuszczać się zaczęłam, to tą leśną ciszę zaczęły z wolna coraz wyraźniej przerywać ptasie cichutkie śpiewania. Orkiestra grała nastrojowo, nad koronami i w pniach sosen słonko spektakl dawało, nic tylko w tych klimatach puścić wodze fantazji i tak można było nieźle zabalować. Parkietu lasy nie naszykowały, ale trwa karnawał- jak się bawić to się bawić, a najlepiej tutaj, gdzie miejsca pod dostatkiem, gdzie na opadłym już igliwiu i liściach mech zasnuwającymi- miejsca dość na piruety. Poszalałam, nimi pięknymi w tym dopiero co rozpoczętym roku do syta się na delektowałam. Aromat lasu, czar lasu, chłód i zapach leśnego powietrza- tego wszystkiego tak bardzo bardzo brakowało. W miarę mego w lesie pobytu, tak niezauważenie niebo powolutku zaczęło pokrywać się chmurami. Słoneczko, gdzie nie gdzie jeszcze promyczki swe przez korony przeciskało, ale coraz słabiej- aż zrobiło się z powrotem szaro. Szaro jesiennie i tak bardziej smutno. Popatrzyłam jeszcze raz na moje ukochane sosny i tak pomyślałam, że pod stopami przydałoby się im choć z 30 cm śniegu. Aby było i piękniej i cieplej. Marzy mi się jeszcze w lasach taki prawdziwie zimowy spektakl. Niesamowita gra świateł. Słoneczka odbitego od zalegających na sosnowych igłach płatków śniegu. Słońca odbitego od zalegającego śniegu między sosen pniami. Mam marzenia. One na 100% są do spełnienia. Czar pierwszego tegorocznego dzisiejszego spotkania z lasami mam i na fotkach i w pamięci- a to jest nie do wymazania- serdeczne pozdrowienia dla Was wszystkich :)