(5/h) Widzę że wszyscy grzybiarze nie mogą doczekać się wysypu naszych ukochanych utęsknionych grzybków!!! :):) :) Ja też!! i wybrałam sie po obiedzie na rekonesans po tzw miejscówkach :) a efekt nie jest aż tak katastrofalny otóż cały talerz kurek jeden sitak jeden ceglastopory i widziałam już troche muchomorów, więc miejmy nadzieję na przyszłość!!! :)
(1/h) Obszedłem dzisiaj swoje grzybonośne miejscówki i przez dwie godziny widziałem tylko 2 dorodne jadalne gołąbki. Gdzybów po prostu nie ma, chociaż ściółka jest mocno wilgotna.
(3/h) Witam wszystkich użytkowników. Po miesięcznej posusze wreszcie las nasiąknął wodą. Z konieczności wybrałem się zatem na mały zwiad. Wiele nie zebrałem ale też na wiele nie liczyłem. Zgodnie z podejrzeniami na opady deszczu zareagowały w pierwszym rzędzie kurki. Niewiele ich i w większości malutkie. Po dwóch godzinach łącznie 20 sztuk choć jedna była sporych rozmiarów. Poza tym jeden gołąbek ale ich nie zbieram.
Zapewne wiele osób z nadzieją spogląda na lasy z powodu obfitych deszczy, które przeszły niedawno nad naszym województwem. Prywatnie jednak jestem sceptykiem. Po pierwsze w moich lasach sierpień jest tradycyjnie miesiącem przestoju grzybowego. Choćby nie wiem jak dobre były warunki pojawić się mogą jedynie kurki i maślaki. podgrzybki oraz prawdziwki uparcie czekają na wrzesień. Być może są rejony w których sierpień jest obfity w grzyby, niemniej powiat lubiński i okolice do nich nie należą.
Po drugie mieliśmy i częściowo mamy do czynienia z poważną suszą. Owszem niedane deszcze sytuację poprawiły jednak bez kolejnych opadów ich dobroczynny wpływ ulotni się w ciągu tygodnia a my wrócimy do punktu wyjścia. Po długotrwałej suszy jedynie długotrwałe opady i to najlepiej umiarkowane i ciągłe, są w stanie wyrównać bilans wodny w ściółce leśnej oraz w wodach gruntowych. Opad burzowy przynosi dużo wody ale lwia jej część spływa potokami do rzek i tyle ją widzieliśmy.
Po trzecie w końcu obecny rok jest dziwny. Słowo może niekonkretne ale oddające dobrze sytuację. Po raz pierwszy od bodaj dekady nie pojawił się klasyczny u mnie wysyp prawdziwków w lipcu. Był on tak stałym elementem każdego lata, że doznałem wstrząsu i to wstrząsu bardzo nieprzyjemnego. Nawet w największą posuchę znałem miejsca, które trochę prawdziwków dawały. A tym razem pusto. Co więcej zawodzą inne sprawdzone u mnie prawidła. Rok rocznie czeremcha amerykańska, której u mnie rośnie od groma, wydawała krocie owoców i to bez względu na nadmiar wody, jej niedomiar lub przymrozki późną wiosną. I pierwszy raz w życiu widzę całe krzewy i drzewa tej rośliny bez grama owoców. Ciekaw jestem czy i w innych rejonach Polski doszło do tej nietypowej sytuacji. Nie tylko rośliny dzikie zawiodły, gdy mowa o plonach. Zdecydowana większość działkowców uskarża się na niedobór lub niemal brak owoców wiśni, niewielkie ilości ogórków i innych warzyw. O zwyczajowo kapryśnych pomidorach już nawet nie wspomnę. A zatem brak letniego wysypu wpisuje się w znacznie szerszy schemat ogólnego nieurodzaju jaki niesie ze sobą ten rok. I znów pojawia się pytanie o skalę zjawiska - to lokalny pech czy bardziej ogólny trend?
Gdyby jednak problem był szerszy to obawiam się, że jesień może nieść nam bardzo niemiłą niespodziankę w kwestii grzybów. Szczególnie że prognozy sezonowe wskazują na jesień ciepłą, słoneczną i co za tym idzie - suchą. Ponoć pod tym względem październik może się okazać rekordowy. Oby jednak sprawdziła się zasada, że tak odległe terminowo prognozy są nic nie warte.
Jeszcze raz pozdrawiam i przepraszam za długość mojego wpisu. [admin - wpis długi i ciekawy więc nie ma za co przepraszać; co do dziwności to w tym roku siedzę od początku sezonu na działce i co nieco mogę napisać z pierwszej ręki; dziwność polega w znacznym stopniu na znacznym opóźnieniu wegetacji, nie tylko przez zimowe warunki w pierwszej połowie kwietnia ale i wyjątkowo chłodny maj i cały czerwiec gdy warzywa co bardziej ciepłolubne praktycznie nie mogły rosnąć, a co wrażliwsze dyniowate wręcz zamierały; taki układ pogody spowodował też gradację grzybowej choroby liści wiśni "drobnej plamistości liści drzew pestkowych" co spowodowało praktyczne ogołocenie drzew już na początku lipcu i brak lub słaby plon owoców niskiej jakości, przynajmniej w okolicy Wrocławia, z tego powodu wiśni prawie nie ma w handlu; lipiec za to mieliśmy wybitnie ciepły i to co przetrwało (z warzyw dyniowatych) czerwcowe chłody rosło potem i nadal rośnie rewelacyjnie - już od tygodnia mam gruntowe melony]