Dwa słoneczne popołudnia spędzone w miejskich laskach, oczywiście ganianie za czarkami ( ufff..., są, niewiele ale honor uratowany 😁). Myślę, że w tym, nieco stłamszonym dywanie liści kryje się ich znacznie więcej, tylko ich po prostu nie widać... Słońce i temperatura ok. 10 stopni na plusie zachęciły ptaki do radosnego świergotu- miła odskocznia od szarości za oknem i miejskiego hałasu... Laski - jeden typowo łęgowy, drugi drzewiej podobno jakieś koligacje z puszczą miał... Graby, wiązy, topole, dęby i pozostały dobrostan zaczynają nieśmiało rozkwitać pąkami,
które wkrótce będą cieszyć piękną, soczystą zielenią... Czekam na tę chwilę niecierpliwie, choć przyznać muszę, że gdy wiosna zawita do nas, łażenie po zakamarkach i krzaczorach w tych laskach będzie prawie niemożliwe. Urośnie tyle różnego rodzaju "chabazi", że trzeba się będzie przedzierać 😅. No i są bardzo komarzaste 😉, ale akurat tym będę się martwić później 😂. Ziemia, zasilana wilgocią z nieba, a także chyba fakt położenia niedaleko Wisły sprawiają, że błoto trzyma się nieźle... Butów też 😂 A najbardziej lubię to, że oba laski są utrzymywane "na dziko", pomimo wytyczonych ścieżek... Wszystkie drzewa, przewrócone przez wiatry, czy obumierające z racji wieku, zostają na miejscu..... Ad rem... Znalezione - ucha bzowe, pomimo wilgoci pozwijane (winowajcą jest chyba nocny mróz), czarki w dobrej kondycji,
płomiennice już zniknęły. Trąbki otrębiaste mają teraz swoje 5 minut, rosną w kępkach, pojedynczo i tam, gdzie chcą... Oprócz tego sporo nadrewnowych w różnej kondycji i kępki przebiśniegów... Pięknie wyglądają porosty, jako
grzyby zlichenizowane, powinny również znaleźć się w kręgu zainteresowań grzybiarzy 😉. Tak czy siak, fajnie jest połazić po krzakach i się zresetować - czego i Wam życzę 😊