I nadeszła ta chwila, której nie lubię, a która co roku przychodzi. Powoli żegnam się z miejscówkami na rurkowce. Jeszcze po głowie mi chodzą myśli niepokorne: a może by tak jeszcze pojechać do... Ale trzeba przyjąć na klatę, że sezon się kończy i na
zimówki ostrzyć zęby trzeba. Ostatni w tym roku pobyt w podlimanowskich lasach, z azymutem na
pieprzniki trąbkowe... Nie było... Las mieszany, z małą ilością wilgoci. Jedynie w zagłębieniach trochę wody. Ale piękny i zjawiskowy, w ciepłych barwach brązu, oświetlonego promieniami slońca. Nie powiem, że nie pożegnałam się tak jak trzeba,
bo delegacja pożegnalna była, a jakże 😊. Jedynie humor mi dźwięk pił zepsuł i odgłos upadającego, ściętego drzewa. Nie ma dni świątecznych dla raz przyjętego celu. Choć nie lubię listopada, (ostatnimi laty trochę polubiłam ) 😉, przyznaję, że pogoda była wyśmienita i trochę tradycyjną, listopadową nostalgię przytłumiła. Koszyki zakonserwowane, dobrze umoszczone, na następny sezon i podróże oczekiwać będą, a ja, ja się na trójcę zimową nastawiam 😊 😘
Diamentów tyle, że unieść nie zdołam, i garnców że złotem przez skrzaty schowanych,
radości, wspomnień, smutkiem nieskalanych,
myślą ulotną ten obraz przywołam.
W liściach zaklęta symfonia ciszy,
wiatru delikatnie dzwoni szelestem,
nie każdy lasu ciszę usłyszy,
lecz ja w tej ciszy zatopiona jestem.
Gdy mgła owija senne drzewa,
nicią pajęczą snutą powoli,
słońce ostatnim promieniem ogrzewa,
noc ciemną przetrwać pozwoli.
Zatop się w ciszy zimowej lesie,
śnij sny przyjemne, piłą nie szarpane,
gdy wiatr podmuch ciepła przyniesie,
zmysły wybuchną jak burza nieokiełznane.
Więc śpij...
Tym razem wszystkie grzyby zostały w lesie 🤗