Witajcie! Zazdrość taka pierwotna się pojawia gdy czytamy Wasze doniesienia;) U nas nic a nic. Tzn. jeden
ceglaś malutki,
kurki, kilka
pieprzników ametystowych, pojawiły się też różnej maści gołąbki - nie zbieramy. O tej porze z rurkowców zawsze bywały
koźlarze i usiatki. Dziwny rok. Mamy ochotę się relokować w bardziej grzybne tereny, w zależności od tego, kto akurat sypnie takim zdjęciem, że już się niemal pakujemy :) Ściółka niby wilgotna a tu nie ma nawet widoków, żeby coś się miało sypnąć.
Leśną wyprawę mocno popsuły strzyżaki. Nieprawdopodobna ilość! Mimo użycia dwóch rodzajów oprysków - w tym DEET - mam wrażenie, że one wręcz to uwielbiają. Właziły do oczu, uszu, pod koszulkę. Koszmar.... Kleszcze istotnie ewidentnie na DEET nie lecą. Ale strzyżaki to jakaś przedziwna hybryda. W lesie byliśmy godzinkę i uciekaliśmy w te pędy. Pierwszy raz atakowały aż tak. Czy macie jakieś sposoby na tych czarcich wysłanników?