Deszcz, nie deszcz - w końcu trzeba było, bo już na 4 literach nie mogłem usiedzieć w domu. Lekkie opady o 5-tej, mocniejsze potem, trochę wygoniły po 2,5 h. Las mieszany, głównie dębowo-bukowy, iglasty sprawdzony pobieżnie. To jeszcze nie czas na
podgrzybki, mimo ostatnich rewolucji w przyrodzie :). W modrzewiu 3
maślaki żółte, pierwsze w tym roku, w liściach 4
ceglasie i garść
kurek. Tyle zdrowych pojechało do domu - mała miseczka. Mocno nasączony wodą
koźlarz brzozowy został w lesie. Lecz i tak jestem zadowolony, że mogłem pochodzić po leśnej ściółce i się dotlenić. Darz Bór Wszystkim.
Niesprzyjająca aura nie pozwoliła na zbyt wiele zdjęć, stąd tylko 2 pierwsze a pozostałe, niezdrowe skarby już na miejscu. Do niezdrowych zaliczam szkło, aluminium, plastik.. 7-milowe buty dla Vincenta (tak na oko rozmiar 45) może nie tyle niezdrowe, co ryzykowne. Kto wie, co za jaszczur z nich wylezie :))). Na pewno mrówki - znowu po ogrodzie się rozplenią heh. Pozdrawiam Was. Żyję, przepraszam, że nie komentowałem każdego doniesienia, ale trochę smutno i żal było. Do kiedyś znów. M.