Tyle mego wczoraj... 3 godziny leśnej tułaczki, 68
podgrzybków... mało, no wiem, ale za to jakoś ilośćć zastąpiła, ogólne zadowolenie więc jest :)
Popołudniowy zwiad solidnym, na szczęście krótkotrwałym deszczem się rozpoczął. Halny z chmurami szybko się rozprawił, słoneczku drogę utorował. Te zaś pięknie las rozświetliło, uroki barwnej jesieni podkreślając. Jakoś tak raźniej na duszy się zrobiło, widząc jak przez gęstwinę lasu niebo zajaśniało. Już na wstępie apetyczny pękalutek nadzieję mą na udane zbiory rozbudził, podpucha jednak jakś to była, nadzieja w rozczarowanie się przekręciła :) W dużych odstępach czasu na miejsca po kilka sztuk trafaiałam, w ślimaczym tempie koszyk napełniając, że o nabitych w nogach kilometrach już nawet nie wspomnę :) Kapryśne jak widać bardzo są grzyby w tym lesie i lenia na dodatek mają :) Wierzę jednak w słoneczko, że weźmie się za tę zgraję wałoni, meliny ich rozgrzeje i ku mej ogromnej radości tłuściutkie "dupska" ze ściółki im wyciśnie 😀