70
podgrzybków, 2 godziny, lasy sosnowe.
Dzisiaj czas tylko na 2-godzinne, poranne grzybobranie, więc powrót na najbliższą, warszawską, podgrzybkową miejscówkę. Szybko okazało się, że moje eldorado w ciągu 3 dni zmieniło się niemalże w pustynię - po 45 minutach miałem w koszyku 4 podgrzybkowe niedobitki. Dopiero wejście głębiej w las i zmiana lasu na nieco młodszy, z pięknym dywanem z mchu, niemalże nieskalany innymi gatunkami drzew i rodzajami poszycia, pozwolił wyciągnąć średnią do przyzwoitego poziomu. Dodatkowym bonusem był spacer po tym niemalże bajkowym lesie. Czysta przyjemność.