50
prawdziwków zebranych w jednej miejscówce. Las bukowy. Grzyby młode, wszystkie zdrowe.
Las był już z rana przechodzony, dla mnie po południu zostały tylko "resztki". Prawie wszystkie zebrane w 1 h. Potem ruszyłem poszwędać się po okolicznych lasach i potwierdzić, że na około nic nie rośnie (nie pierwszy to już raz). Prawie się udało, w jednym miejscu rosły jeszcze 4 sztuki. Nie wliczam tej wędrówki do statystyki, bo normalnie powinienem wyjść z lasu, ponieważ tylko w tym miejscu rosną
prawdziwki i howgh.
Ale za to w drodze powrotnej wyskoczyłem sobie do lasu w Czechowicach, gdzie wczoraj zostawiłem sobie kilka czerwonych. 2 największych nie było, 4 poszły do kosza, reszta młodzieży rośnie dalej. Ponieważ ostatnio przyszło mi cwaniakować i doradzać jak to szukać czerwonych pod osikami, stwierdziłem, że jakżeś taki mądry to idź teraz do lasu i pokaż jak to łatwo znaleźć czerwone w miejscu w którym nigdy nie szukałeś. Podjeżdżając pod las rzuciłem okiem, że na lizjerze majaczą jakieś osiki, więc udałem się w ich kierunku licząc, że coś trafię. Coś tam jeszcze na skraju lasu było widać więc zrobiłem krótkie "rewiew" i co? Czerwonych ani śladu. Za to, ku mojemu zdumieniu, w jakichś kompletnych chaszczach zamajaczyły mi ciemne, cynobrowe kapelusze. Ledwie co kilka dni temu wkuwałem sobie nowe nieznane mi dotąd grzyby, typu
koźlarz dębowy, a tu proszę, jak na zawołanie wyłonił się eksponat poglądowy. Wziąłem sobie tylko 8 szt., a reszta niech sobie rośnie. Nie jest to zbyt częsty grzyb, a za to równie piękny jak
kozaki czerwone, więc też nie należy rabować całego stanowiska.