Warunki w lesie dobre, ale grzybów nie ma. Okrąglutkie zero, jak będę chciał nazbierać grzybów, a nie podziwiać widoki, to wybiorę się w góry.
Moja pobudka była ekstremalna, godzina 3:55, a we śnie wpadła na mnie kontrola biletów i oczywiście nie miałem. Na szczęście w realu te czasy już daleko za mną. Na osiedlu wszystkie okna czarne oprócz jednego, to moje. Wyglądam brzasku i się pakuję. Po drodze podziwiam wschód słońca, a na miejscu przy lesie piękne mgły, które dostały fuchę robiąc w moim doniesieniu za tło. Zdecydowałem się obejść zachodnią część lasu i sprawdzić wszystkie możliwe warianty i miejscówki. Szybko zorientowałem się, że chyba wyjdę na zero, nigdzie nic zjadliwego nie zobaczyłem, same dziwolągi, które zresztą są całkiem fotogeniczne. Poza tym żadnych zwierzątek i ptaszków, ani kociaków,
zajączków,
koźlaków,
sarniaków, krowiaków, ani kurek,
kani,
sów,
gołąbków,
gąsek. Mój las, którego lubię personifikować, dał mi do zrozumienia, że zależy mu na moim zainteresowaniu bezinteresownym, czyli że mam go odwiedzać i podziwiać niezależnie od obfitości grzybów. W sumie to go rozumiem, ma podobne potrzeby jak kobieta, więc bez problemu się dogadujemy :)
Z wdzięczności za piękne widoki wyniosłem z lasu 3 torby syfu, z czego jeden potargany worek pełny pobitego szkła. Wybierałem to gołymi rękami ponad kwadrans, niech sraczka dopadnie tego debila, który to tam wyniósł, po jakiego targał to w środek lasu??