szerzej:
Witajcie. 6:00 rano, żar z nieba, krótki rękawek, aparat na goły kark, nożyk w rękę i na poszukiwanie szczęścia. Pomyślałem bagna, wilgoć tam musi się coś dziać, niestety oprócz dzikich chmar komarów na podmokłych grabinach to samo co tydzień temu czyli nic. Troszeczkę wyżej brzeziny, są kurki. Troszeczkę dalej wyższe suchsze grabiny i jest, jest ciśnienie 220 i puls 160, na widok pierwszego grabowego spociłem się jak Ted Striker. Biegając jak dziki Reks odnalazłem co prawda 4 osobową rodzinkę aczkolwiek jednego kopłem aż mu czapka spadła:- ( Jeszcze troszeczkę dalej pierwszy usiatek ale już bez takich emocji, przyjąłem go na spokojnie. Później jeszcze pojedyncze grabowe a daleko daleko w suchych brzezinach i jagodzinach mrowie wyrośniętych kurek. Wróciłem około 14:00, na liczniku 27 tys kroków, serce przepełnione szczęściem, nr 2 zaliczony - za tydzień polowanie na nr 1, czas pokozaczyć. Pozdrawiam.