szerzej:
Dodatkowo drzewa koronami nie machają, czyli bezwietrznie i do tego bez słonecznie. Miejsce nawet problemu nie nastręczało- to samiutkie co ostatnio. Podchodząc naukowo do zagadnienia sprawdzę- myślę sobie- czy po ostatniej ostrej penetracji coś znowu urosło. Już sama jazda w lesie dała mi wiele radości. Co jak co, ale te piękne, puste już miejsca warto zawsze odwiedzić i się w nich zagłębić. Zielenią mogą pochwalić się już tylko sosny. Dęby, brzozy, to bezlistnie się już prezentują, a ich opadłe na mech listki z rzadka żółcią zdobią mech. Kolor tych opadłych liści coraz bliższy brązom. Znalazłam moje miejsca. Tutaj również mchy poznaczone brązowymi plamami opadłych już liści. Coraz trudniej w podłożu mchowym podgrzybki wypatrzeć. Na początek skraje lasu. A tu trafia się a to jeden, a to dwa koło siebie rosnące i to wcale nie w złej kondycji. Piękne wyrośnięte twardogłowe na grubych nogach podgrzybki. Adrenalina w górę, uśmiech na twarzy i tulenie zmarzlaków w dłoni. Rewelacja. Przez ok 30 minut jedno miejsce obtańczone, a kosz wypełniony prawie do połowy. Dalej pogalopowałam na górki. Ostatnio było ich tu trochę, ale nie dzisiaj niestety. Trafiło się kilkanaście sztuk maluszków, jeszcze osesków, poukrywanych po sam czubek kapelindka w mchu. Aż trudno było je wypatrzeć. Z górek przeniosłam się znowu na nizinki i to prawie na obrzeża lasu. Taki mały fyrtelik. I tutaj moje zdziwienie końca niemiało. Rosły, widoczne z daleka na dostojnie wypasionych nogach. Pojedynczo a i w duetach się często trafiały. W obroty poszedł drugi koszyk i w nim pomalutku zaczęło grzybków przybywać. podgrzybki piękne- nie wyglądały na jakieś zmarzluchy podgnite, co to to nie. Nie mam pojęcia, czy w tych warunkach one rosną czy też tylko trwają, ale wyglądem i świeżością tak wrześniowe zbiory przypominały. Zapełniłam w czasie jednej godzinki prawie cały koszyk. W lesie spędziłam dwie godzinki a w tym czasie krokomierz wykazał 1,1 km. Czyli widać po tym, że w miejscu po prostu się kręciłam. Czas spędzony w lesie cudowny, w tak wspaniałym towarzystwie, po prostu to grzybobranie jest dla mnie bezcenne. Pięknie chłodne powietrze, przemieszczanie i co chwilkę schylanie dawało poczucie ciepła. Miejsca gdzie je zbieram to wysoka oraz średnia sosna, z puchatym wysokim mchem, borówką, gałęziami leżącymi gdzie nie gdzie. Unikam miejsc z jagodzinami. Tak sobie myślę i kalkuluję - znowu_, że dobry gospodarz nic nie zostawia na zmarnowanie. I ja chyba sumienia bym nie miała, żeby te ślicznotki samotne w lesie pozostawić. One tak pięknie z mchu się wychylają, i czekają chyba, aż po nie się rękę wyciągnie, przytuli i wygodnie w koszyku umości. Tak więc wyboru chyba raczej nie mam i pewnie jeszcze z raz mnie w lasy pogoni. Na razie siedzę sobie w domku i co rusz do koszy spoglądam, popatruję na nie aby ich nasycić się widokiem. Zwlekam z chwilą, gdy nożyk pójdzie w robotę i na przetwory zaplanowane je poprzerabia bezpowrotnie. Serdecznie cieplutko wszystkich Was pozdrawiam :))))))))))))))))))