Witam szanowne grono po długiej nieobecności. Sezon rozpoczęłam jakieś 2 tygodnie temu z miernymi skutkami, czyli po kilka sztuk
ceglasi.
Wczoraj było nieco lepiej... i przy okazji taka oto historyjka:
Otóż moja kuzynka mieszkająca w Niemczech ma upieczonego nowego męża -rodowitego Niemca, z którym wybiera się do Polski.
Ona od dawna próbuje go przekonać, że język polski jest banalnie prosty...
On uczy się pilnie, ale przerażony, bo nasz język ponoć szeleści :)) i te wszystkie "cz, sz, ś, ć, ż", są dla niego nie do wymówienia.
Kuzynka ma 2 prośby: żeby biednego Manfreda nie atakować jakimiś chrząszczami brzmiącymi w trzcinie itp. i aby go koniecznie zabrać do lasu na
grzyby, a póki co przesyłać info, co w lesie piszczy :).
No i po tym wstępie grzybowo nie całkiem merytorycznym... spacerując po lekko szeleszczącym, nieznacznie zmoczonym lesie mieszanym - urodził mi się w głowie takie tekst, będący podsumowaniem dzisiejszego grzybobrania:
"Po dzisiejszym spacerze w dżdżu, w koszyczku w kolorze pszenicznym niezbyt jest szczodrze, jednakże trzynaście
ceglasi duszę cieszy szczerze."
No i tak pomyślałam, że uraczę nowego kuzyna tym raportem :)). Ucieszy się, no i na bank przekonam go, że j. polski prosty jak drut.
Pomysłem sama siebie ubawiłam, utwierdzając się w przekonaniu, że uwielbiam być zołzą.
I to by było na tyle. Pa :)