Ta wiosna jest chyba naprawdę wyjątkowa. Wracając dzisiaj z uczelni zobaczyłem jednego zdeptanego
smardza stożkowatego przy dróżce przy miejskiej łące pod jabłonką. Kiedy popatrzyłem dokładniej, okazało się, że jest ich tam tyle, co nigdy jeszcze w życiu nie widziałem. Ciężko było je policzyć, ale spróbowałem i wyszło mi ok 106 owocników od 3-centymetrowych, po takie z główkami wielkości pięści. Wszystkie rosły w promieniu 4 metrów od tej jednej jabłonki. Później jeszcze, jak szedłem z córką na plac zabaw, to znalazłem stanowisko 5
smardzów jadalnych na trawie przy drodze, bez żadnych drzew.
Taki dzień, to po prostu zbyt wielki szok dla mojego układu nagrody. Potrzebny będzie jakiś detoks dopaminowy...