Od kiedy odkryłam ( szkoda, że tak późno) mój miejski lasek, twierdzę, że jest on cudowny, tajemniczy, do tego
óżnorodny gatunkowo... Dęby, wiązy, jesiony z domieszką lip i nielicznych topoli, z bogactwem krzewów, grzybów, zwierząt i ptaków. I choć ma on również charakter parku ( wyznaczone asfaltowe alejki) jest miejscem w którym można się zatracić 😁. Dziś miał być "tylko"spacer po owych alejkach - ale nie wytrzymałam.... Musiałam wleźć w krzaczory i zobaczyć, co w trawie piszczy... Szkoda tylko, że buty były stricte parkowo-spacerowe 😆. W miejscach, gdzie jest dywan z liści, można było
spokojnie pochodzić, natomiast w miejscach wilgotniejszych, z mchem - no, cóż... Ręce w kieszeniach, to zły pomysł 😁😆. Ale do rzeczy: ucha bzowe w mnogiej ilości, niestety jeszcze malutkie ( zebrana tylko garstka ), sporo kisielnic, trąbek otrąbiastych, żagwi vel twardziaków zimowych... O dziwo mało
płomiennic ( za to dużo śladów po buszowaniu😁) - tak to jest, jak się plantacji nie pilnuje 😉. Lubię w lasku pory roku od późnej jesieni do wiosny ( właściwie to wszystkie lubię), bo można bezkarnie połazić po miejscach, które w lecie są tak zarośnięte, że przedarcie się przez nie graniczy z cudem. No i brak komarów jest dodatkowym atutem 😁. Obserwowana od jakiegoś czasu " galaretka kosmiczna" straciła swoją sprężystą konsystencję, stając się rozwodnioną plamą... Niestety, straciła też swoją tajemniczość, bo jak się okazuje jest resztką ze stołu ptasiorów 😏... Dzika przyroda, która sprawia wrażenie, że lasek jest zaniedbany, dominuje... A ciekawscy, lubiący łazić nie tylko po wyznaczonych ścieżkach, mogą zawsze odkryć coś zadziwiającego 😇. No więc ruszajcie w lasy, do parków, na spacery i łapcie energię z drzew 💚