Dzisiaj niedziela, czyli w lasach multum ludzi, ale to nic. I tak pojechałam. I opłaciło się. Ogółem przywiozłam 92 piękne
podgrzybki i pierwsze w tym roku 2
koźlarze pomarańczowożółte...…………….
Dzisiaj zapowiadał się dzień po prostu upalny. Za oknem- brak nawet rosy. Czyli susza zagląda z powrotem w moje strony. Wyjazd na tereny z wielkimi połaciami lasów, parkingami leśnymi, dużą o średnią sosną, mchami, igliwiem, gałązkami i co by tam jeszcze nie było. W drodze na parking mijałam inne parkingi gdzie już stały po 3-4 samochody. Ludzi w lesie przy tak cudnej pogodzie też troszkę się widziało. Na moje szczęście parking który wybrałam świecił pustkami. Koszyk w dłoń, zapasowa eko-torba też zabrana i w las. Początek cudowny- nie grzybowo, ale pogodowo, zapach, sosny, mech, i niestety odgłosy trzeszczących pod stopami łamiących się gałązek. Początki takie powiedziałabym- beznadziejne. Coś tam na mchu rosło gąskowato, goryczakowo, i innej maści, ale z brązowymi
podgrzybkami krucho. Ale od czego grzybiarska cierpliwość. Najpierw brzózki i tam piękne dwa
koźlarze pomarańczowe. Dalej nic- nawet jednej
kurki i przeraźliwie sucho. Dałam sobie z zagajnikami spokój, i zaczęłam powolny marsz wśród średniej sosny, na grubym dywanie mchów. I zaczęły do koszyka wpadać. A to jeden, widoczny z daleka ala krowi placek, a to kilka pięknych młodzików, delikatnie pokazujących łebki w mchu czy gałązkach. Zbierałam je ok 1 godz i 30 minut.. Kosz pełen się z czubkiem zrobił. I tu przydałą się zapasowa torba. Zaczęłam odczuwać ciężar zdobyczy, a więc odwrót i do samochodu. Łatwo powiedzieć, a gorzej w takim lesie go poszukać. Żadnych sygnałów dymnych ani głosowych mi nie wysyłał, a powinien. Okazało się, że najnormalniej w świecie zgubiłam w lesie samochód. W gps miejsca nie zaznaczyłam, i nic nawigacja mi nie pomogła. Odszukanie zguby zabrało mi całą godzinę, w słońcu- bo leśnicy częściowo powycinali lasy i przy drodze nawet cienia nie było, a do tego obładowana byłam. Najważniejsze- po zrobieniu obszernego koła i pomocy bliźnich zguba się znalazła. Cała szczęśliwa pocałowałam go w zderzak, i o dalszym bieganiu po lesie za grzybem mowy być nie mogło. Grzybki ustroiły mój domek, pachnąc cudownie, ciesząc swym wyjątkowym urokiem. Pozdrawiam Wszystkich cieplutko i serdecznie- grzybiara w skowronkach :)