29 szlachetnych, 22 usiatka, 14
kozaków dębowych, 1 czerwony, 3
kozaki babka, 3
podgrzybki, 3 mleczaje smaczne, jedna
kania i 35
kurek. Zebrane w dwóch osobnych wyjściach w lesie mieszanym i sosnowym z domieszką dębu.
Witajcie z miejsca gdzie internet słaby ale grzyby fajne. O 6 rano byłem już w wilgotnym mieszanym lesie gdzie dominują dęby, buki i graby. Pierwsze 10 minut to było coś pięknego - w moim jedynym miejscu na usiatki stało ich ponad 20, takich młodziaków i jeden średniak ( na zdjęciu). Jest to ta ciemniejsza odmiana. Mi osobiście wydaje się że to
borowik grabowy. Za chwilę miałem dwa szlachetne. Po kilku krokach stado
kurek i pierwszego
kozaka dębowego. Później trafiały się z mniejszą częstotliwością ale co jakiś czas było się po co schylać. Nastrój psuły komary które chciały mnie zeżreć żywcem. Nie miałem na nie żadnego specyfiku więc nałożyłem na głowę kaptur od bluzy i na to czapkę z daszkiem. I tak wyglądając jak mieszkaniec Bronxu dokończyłem grzybobrania. Na koniec trafiła mi się piękna rodzinka
kozaków, które ustawiły się w rzędzie. Jak przyjechałem do domu to usłyszałem od ojca - no to obieramy to i jedziemy. No i o 11 byliśmy już w innym lesie. Tym razem suchym, sosnowym z dębowymi zaroślami. Przez godzinę uzbieraliśmy każdy z osobna po kilkanaście
prawdziwków i po jednym czerwonym kozaku. Niestety prawie każdy grzyb robaczywych ale uciechy było co nie miara. Ja bym jeszcze trochę pochodził ale ojciec ma problemy zdrowotne a poza tym już było prawie 30 stopni więc wróciliśmy do domu. No to teraz pora wybadać co w Gliwicach 🙂