Bardzo dużo blaszkowych wszelkiej maści, pojedyncze okazy
maślaka,
podgrzybka i
borowika, lasy liściaste, iglaste i mieszane, ogólnie mokro, ciepło i parnie, księżyc prawie w pełni i bida
Wraz ze sznupką już o 7 rano przeczesywaliśmy okolice Szundzielni, na Szyndzielnię dotarliśmy koło 13,6 godzin sznupania i szperania. w zasadzie obeszliśmy całą górę do około na różnych wysokościach. Niezależnie gdzie zaglądnęliśmy to grzybów jadalnych jak na lekarstwo. Ludzi na szlakach tłum, nieznośny upał, palące słońce, nie wiem skąd przyjechali, ale widok pań drepczących kamienistym szlakiem ubranych w klapki z rzemykami na cienkiej podeszwie, albo panów dzielnie wspinających się w sandałkach był dla nas co najmniej dziwny. Równie pewnie dziwnie myśmy wyglądali w ich oczach wspinając się nie po szlaku, tylko po stromych kamienistych zboczach pełnych zasadzek i niespodzianek. Tak czy siak spacer mimo mizeroty zbiorów wspaniały a smak piwa z sokiem na szczycie nie powtarzalny. Z pozdrowieniami dla "grzybnietych"