Było nie było, mój las nawet jak sucho jest nie próżnuje, ciężko pracuje i na świat piękności wydaje:-) Tylko, albo aż 29 sztuk
borowika usiatkowanego, 2 szlachetne i 1
ceglastopory:-) Być może próżna jestem, ale jest się czym chwalić....;-P 😀😀 😀
Wczoraj się to zdarzyło, wczoraj późnym, a nawet bardzo późnym popołudniem, bo dopiero o 16.30 do lasu zawitałam. Nie mogłam od rana wytrzymać, nosiło mnie, wierciło, spokoju nie dawało. Rozdrażniona, że bez kija do mnie nie podchodź, czekałam momentu kiedy do lasu wyrwę, wcześniej z przyczyn technicznych nie dało rady. Jak już zawitałam, to i przywitana tym razem odpowiednio zostałam. Zaraz po przekroczeniu mojego leśnego sanktuarium, dwa usiatki drogę mi zastąpiły... do tanga zapraszając;-) Oj będzie, będzie zabawa - pisnęłam z radości - będzie się działo, i tylko dnia może być mało! Zatem... pooszłam w tango!;-) Osrtry i dynamiczny "taniec"to był;-) Pohulałam z usiatkami, że hej! Z jednymi na piaszczystych ścieżkach, z drugimi w jagodzinach, z innymi w krzaczkach. Dwa razy odbijany był - w obroty para szlachetnych i
ceglaś mnie wzięli. Przy usiatkowanych mięczaki to były, te pierwsze, jak za "ogon" chwyciłam, z mety poczułam, że z prawdziwymi macho do czynienia mam;-) Figury i elementy chyba wszystkie: wygięcia, przegięcia, obroty, plątanina nóg, poniewieranie po piachu, emocje, pożądanie i ekscytacja;-) Przez dwie godziny z małym haczykiem, oczadzona, po lesie wirowałam:-) Niestety przyszedł czas by zakończyć ten ognisty taniec leśny, do domu trzeba było wracać. Teraz już wiem, dlaczego przez pół dnia taki niepokój mną targał.... usiatki do tanga usilnie mnie wzywały!;-))) 😀