Oboje staliśmy dzisiaj zafascynowani na polanie przy trzech strumieniach. Nasz wzrok nie wodził jednak tym razem za borowikami – ceglasiami, których w breńskich lasach jest naprawdę sporo. To był dzień z gatunku tych o których będzie się pamiętało do końca życia. I choć zdjęcie jakie udało mi sie zrobić, dalekie jest od ideału to właśnie tą nieostrą fotkę wybrałem, żeby z Wami się podzielić tym widokiem.
Niedzielny spacer zaplanowaliśmy do doliny Leśnicy. Niespiesznie, przy pogodzie wybornej na górską wycieczkę poszliśmy sobie doliną w stronę Smerekowca. Jasne, że w głąb lasu ciągnęła nas jedna taka - ceglasiowa miejscówka, nie przeczę. Po ostatnim, majowym, borowikowym kalejdoskopie – Pani mego serca za punkt honoru postawiła sobie wysznupanie ( jak to u Sznupoków bywa ) kolejnych
ceglasi. Kolorowy maj, kolorowy las, szansa na kolorowe
borowiki, taka z gatunku stuprocentowych. Nie kazały na siebie długo czekać, są, rosną i te najmniejsze „groszki”, i te grube „bałwanki”;) z rubinowymi brzuchami, i te całkiem spore. Czy dużo ? – to kwestia punktu widzenia, dwadzieścia kilka sztuk. Co w maju chyba kwalifikuje się jako „dużo”, do tego radość nie do opisania. Ale największe emocje okazały się być przed nami. Tradycyjnie, w połowie spaceru mamy czas na piknik. Dzis w menu: herbata i jogurtowe ciasto z rabarbarem. Siadamy na ławeczce w dolinie, słuchamy lasu, rozmawiamy szeptem, żeby nie spłoszyć jego mieszkańców. Nagle trachhh….. coś spadło z nieba. Nie pierwszy raz coś koło nas spadło, przyzwyczajeni do takich dźwięków lasu kalkulujemy więc co spadło: gałąź ? szyszka, strącona przez wiewiórkę ? I wtedy, kątem oka dostrzegamy na pobliskiej polanie ogromnego czarnego bociana, pobłyskującego metaliczną czernią, czarny jak smoła, z czerwonym wielkim dziobem wypatruje czegoś w strumieniu. Podchodzimy cicho oboje, ale wystarczyły dwa nasze nieostrożne kroki. Usłyszał, bez słowa klekotu podniósł się zaskakująco lekko, jak na dwumetrowego olbrzyma, zatoczył koło nad polaną i złapał komin ciepłego powietrza. Jak szybowiec znikał i pojawiał się nad bukami a my staliśmy zauroczeni. Obiektywem „do focenia grzybów” uwieczniłem władcę smerekowieckiej doliny. I całe popołudnie wspominaliśmy ten fantastyczny obraz, ten beskidzki cud natury. Bóg, gdy stwarzał Beskidy, musiał mieć wyjątkowo dobry dzień w tych sześciu dniach stwarzania. Pozdrawiamy Sznupok & Tazok