Kiedy pada deszcz, grzybiarz moknie, ale rosną grzyby. I w końcu oto chodzi. Mimo tego, że zbieraniem grzybów pasjonujemy się od lat, to ciągle nie możemy się nadziwić tempu w jakim grzyby w sprzyjających warunkach rosną. Dzień czy dwa i mogą wprowadzić człowieka w szok i zdumienie. Ale jest to miłe i całkiem przyjemne zjawisko. Oby doświadczali go wszyscy mili grzybiarze, jak najczęściej. Po raz kolejny miejscówki dały wspaniałe łupy i na szczęście bez lokatorów. Chociaż zdarzają się grzyby robaczywe, co jest chyba normą. Nie ma przecież malin i śliwek czy jabłek lub wiśni bez robaka, a jeśli jest odwrotnie, to sprawa jest podejrzana - mówi mój mąż. A on wie co mówi, bo jako stary Indianin robaczki w malinach zjadał całymi garściami. Będąc dzieckiem nie przyglądał się zbytnio co wkładał do buzi, zwłaszcza w nocy i cudzym ogrodzie. Ja staram się, aby chociaż teraz zaprzestał praktyk, które są ulubione przez Aborygenów, czy ludy afrykańskie. Czego życzę wszystkim grzybowym-maniakom. A gdyby trafił się jakiś robaczek, nie wpadajmy w robaczkową manię i fantasmagorię tylko przypomnijmy sobie młodość i dzieciństwo. Powodzenia.