Sobota, weekend, pogoda jak marzenie, po wczorajszych deszczach grzybo-libido osiąga maksimum, a tu dzień pracujący, więc kisiłem się w firmowym sosie, aż do popołudnia. Szczęściem góry, las i strumienie mamy na wyciągnięcie ręki, przeto w kwadrans po decyzji byłem już w Brennej pod górą Czupel. A była już niemal 18.00. Na spacer skusiło mnie piękne wieczorne światło, idealne do zdjęć, w ogóle, po prostu odreagować choć na chwilkę. Zamiast zażywać spokoju i cieszyć się boskimi widokami, modrzewiowo bukowy las wziął mnie do galopu. Półtorej godziny na kolanach, w kucki, od
borowika do
borowika. Dziesiątki, a pewno gdyby nie zdjęcia i późna pora to byłyby setki. Plastikowa eko-zielona-torebka z marketu pełna. Usiatkowane, szlachetne komu, komu ? Mega wysyp. Cały dom pachnie grzybami, A jutro ze Sznupokiem poprawka. Pozdrowienia Tazok.