Witajcie ludziska.
Nie wytrzymałem ciśnienia i znowu odbyłem patrolowy lot nad moim rewirem. Cel zadania-
Borowik sosnowy.
Oto co znalazłem.
Borowik sosnowy 13 sztuk, w tym jeden naprawdę duży ale te mniejsze mogą być zdrowe bo jeszcze mają siatki białe i kapeluchy fioletowe, to znak pierwszej świeżości! Do tego 30 sztuk
borowika ceglastoporego, jednego
podgrzybka złotawego i 3
koźlarze pomarańczowożółte. Wszystko poza sosnowymi borowikami to tzw. po wędkarsku "przyłów", czyli przypadkowy zbiór przy okazji. Kosz znowu wypakowany z kopcem, ok. 6 kg.
Dziś Boże Ciało, czyli wszystko pozamykane. Po zejściu z nocnej wachty postanowiłem siedzieć w domu, tym bardziej, że deszcze padał drobny i wyglądało to nieciekawie. Jednak gdy po śniadaniu spojrzałem na termometr zaokienny to zobaczyłem 27 stopni! W sumie co tam deszcz! Z cukru nie jestem, ważne, że ciepło. Poza tym nie dawało mi spokoju to, czy czasem nie wyskoczyły znowu "sośniaki" (
borowiki sosnowe), bo padało od dwu dni a je wyzbierałem w niedzielę. Dziś czwartek, zatem decyzja może być tylko jedna - w auto i w las, ale drogą w "wersji B" aby nie pokazywać tubylcom, że jadę.
Wolny dzień, w większości ludzie w kościele a ja przelatuję obok kościołów. Dlatego dziś podjazd łąkami i reszta na butach.
Tak też zrobiłem.
Wejście w las i od razu nerwy, widzę ślady buciorów odciśnięte na błocie, i to nie na drodze, czyli grzybiarz! Konkurencja, tym bardziej, że to ja tutaj jestem intruzem. Czyli z grzybem może być cienko, dostanę tym razem "po dziobie" i kosz będzie pusty?
Latam zygzakiem po stoku, i faktycznie mizerota! Po wejściu na pierwszy szczyt ledwo ma z 10
ceglasi.
No trudno, przecież nie po to przyjechałem. Walę dalej leśnym traktem. Po drodze coś tam wpada, ale nadal lichota!
Zaczyna mocniej lać.
Wreszcie jestem na miejscu docelowym!
Wejście i SĄ!!
Malutkie na początek 4 i jeden PIĘKNY "fioleciak", bialutki pod spodem- micha mi się cieszy!
Schodzę nizej, tam tez coś znajduję. Miejsce nie jest duże, podzielone na 3 mniejsze miejsca. W sumie wydzieram 12 sztuk, ale przypomina mi się jeszcze jedno zdarzenie, znaleziony sosnowy
borowik kiedyś tam. Ostatnio tam nie byłem.
Schodzę tam i O K... A stoi olbrzym.
Wiem, że mało co z niego wykroję, może nawet nic, ale jest twardy i do fotki się nadaje.
Biorę go. Muszę nieś go w ręce, bo w koszyku za mało miejsca!
Nagle słyszę grzmot, potem następny. Muszę wiać do auta a mam ze 2 km!
Jestem na szczycie góry, wszędzie w koło jodła i sosna, jak coś pier... blisko to mogę mieć problem. Drę przez las objuczony grzybami jak wielbłąd! Dobrze, że mam z górki, choć nie do końca, bo drogi namokły i jak raz noga podjedzie to skończe w błocie z koszem na głowie. Burza coraz bliżej, ale i do auta też coraz bliżej.
Wreszcie dolatuję do drzwi. Teraz już spokojnie do domu. Patrzę na "czasownik", nie było mnie dwie godziny. Kosz jest pełny. Jest dobrze, a miałem już odpuścić te
grzyby, jednak to choroba. Żyć nie daje człowiekowi. Borom Cześć!!!