Po wczorajszym sprawdzeniu prognozy pogody i pokazanym przekroczeniu tych różnych świństw w powietrzu o 380%, postanowiłam odetchnąć naprawdę świeżym powietrzem. Udało się, zrelaksowałam się spokojnie chodząc po lesie, w którym nie tak dawno zbierałam z mężem ogromne ilości
podgrzybków i niewielkie ilości
prawdziwków. Dzisiaj jedynie udało mi się znaleźć 7 młodych
podgrzybków nadających się do zabrania. Parę grzybów widziałam w totalnym rozkładzie, zostały tam gdzie wyrosły. Nie ilość, ale w ogóle że rosły. Pogoda wyśmienita, spacer bezcenny.....
Inni zaliczają novembrusy prawdziwkowe, a ja
podgrzybki. Ale nie oto chodzi, najważniejsze to kontakt z przyrodą. Na samym początku dwóch leśnych lekarzy miało dyżur a nawet przeprowadzali jakiś zabieg. Było na przemian słychać stukanie, raz ciszej a raz głośniej. To znów można było zobaczyć zryte miejsca przez dziki, a na alejkach ślady kopytnych. Po za tym cisza, cisza i jeszcze raz cisza. Las chyba przygotowuje się do snu, bo już tych wielobarwnych kolorów nie ma. Niektóre krzaki jagód dostały nowych liści, ale widać że chlorofilu wiele nie mają bo takie bardzo wyblakłe. Mech za to nabrał soczystej barwy. Nie tylko ten rok pozwala w listopadzie zebrać choć parę grzybów, ale już parę razy listopad obdarzył mnie swoimi darami ( około 25.11). A rok 2000 pozwolił mi zebrać ostatnie
podgrzybki (16.12.) w ilości 2,5 kg które na sobie już miały czapy śnieżne. Jadąc w tym dniu do lasu zaczął padać śnieg z deszczem stąd te czapy, pozdrawiam wszystkich leśnych ludków