Ostatni dzień urlopu postanowiłam spędzić w lesie Bez wariacji wstałam o ósmej i po krótkim namyśle pojechałam sprawdzić niziny - lasy koło Kołaczowa. Byłam tam dwa tygodnie temu, po sierpniowym opadzie i nie było nic. Pełna werwy ruszyłam w las, na początek zdziwienie bo znowu mi las wycięli 😐 Obeszłam kilka miejscówek i nic
Nawet niejadalnych. Więc po krótkim namyśle, mimo braku odpowiedniego obuwia, bo na niziny biorę gumowce a w góry buty trekkingowe, bo w gumowcu można pojechać lepiej niż na nartach, postanowiłam przenieść się właśnie w góry.
Zimno, mglisto, krople spadające z liści wprost za kołnierz. Ale pomyślałam nie odpuszczę. W pierwszym lesie kilka
podgrzybków w tym dwa malutkie niestety większość z lokatorami. Poszłam więc wyżej a tam eldorado opieńkowe. Prawie same młodziutkie, twarde, grube nogi. Aż od ciągłego kucania nogi mi ścierpły. Było jednak warto, kosz i pół torby
opieniek (na zdjęciu przesypane do miski). Innych grzybów brak. Ale nie ma co narzekać, jest lepiej niż w ubiegłym roku. Poza tym myślę, że jeszcze zobaczę w tym roku w lesie inne grzyby. Choć szału z wilgocią nie ma, ściółka mokra tylko na wierzchu. Pozdrawiam szczególnie tych, którzy tak jak ja odczuwają niedosyt.