Jeśli sezon 2016 ma być taki jak ostatnich kilka dni w środku maja, to czas rozglądnąć się za przyczepką towarową do samochodu. Po wczorajszych smardzowych żniwach dzisiaj zaplanowaliśmy spacer po górach. Poranek przywitał nas deszczem, na tyle rzęsistym, że przedpołudniowy spacer - zamieniliśmy na ciepły basen pod ołowianym niebem. Hołdując zasadzie: „Co się odwlecze….” właściwie pod koniec dnia, podjąłem męską decyzję: Brenna. Aparat, wyższe buty, bo w górskim lesie bardzo mokro, cieplejsze ubranie bo poniżej 10 stopni i po kilkunastu minutach wszedłem w lipowski las. Jak dziarsko wszedłem tak szybko po kilku sekundach stałem już jak wryty z opadniętą szczęką. Stoję sobie tak w środku ceglasiowego eldorado, gdzie nie spojrzeć
borowiki jak z obrazka dwa, trzy, siedem, …naście, …. dzieścia, bez kosza, bez nożyka, zresztą sami zobaczcie na zdjęciach. Takich wypieków na twarzy i radości ze znaleziska dawno już nie czułem. A mamy 15 maja. Strach się bać co będzie w tym roku :) Pozdrawiam wszystkich - wniebowzięty Tazok