Witam wszystkich leśnych ludków :) Miniony sobotni wieczór upłynął pod hasłem: jedziemy na
kurki! Najpierw krótka kąpiel w przyleśnym stawiku celem ochłodzenia, bo gorąc jeszcze pioruński (stawik czysty z rybami, nie jakieś bajoro błotne :) a co najlepsze to przypłynęło mnóstwo małych rybek, które delikatnie skubały skórę z martwego naskórka - takie spa darmowe).
I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie wszędobylskie bąki i komary. Ale powiem szczerze, że jak już zaczęliśmy z mężem kurkowe zbiory to upierdliwe robactwo zeszło na drugi plan i dało się wytrzymać. Odwiedziliśmy dwie miejscówki i rezultat bardzo zadowalający (widoczny na załączonym zdjęciu). Zostało jeszcze pełno drobnicy, więc szykuje się kolejna wycieczka za parę dni. Znalazłam też jednego
prawdziwka ale cały robaczywy (nie dało się z kapelusza odciąć żadnego kawałka). A poprzedni weekend spędziliśmy nad morzem i w drodze powrotnej, w miejscowości Okonek (woj. zachodniopomorskie) trafiliśmy na grzybiarzy sprzedających przy drodze
kurki. Lecz te ich
kurki miały meega rozmiary! A teraz pytanie do Tych z dolnej części Polski: jak długo jeszcze będziecie podnosić nam ciśnienie swoimi zbiorami?? Może już wystarczy tego dobrego? nic tylko pozazdrościć :) Pozdrawiam