szerzej:
Biorąc pod uwagę, ża nasz zeszłoroczny zapas przetworów z jagód wyczerpał się musieliśmy udać się do lasu i nazbierać tych owoców. Przy okazji chciałem zajrzeć na swoje miejscówki grzybowe. Susza no tak ale od czego nasz wrodzony optymizm :) Przyjeżdżamy więc na leśny parking przy okazji trzeba sprawdzić czy nie ma tablic zakazujących wstępu do lasu (niektóre nadleśnictwa właśnie taki ogłosiły). na szczęście w tym miejscu jeszcze takowych nie było. Idziemy na miejscówkę jagodową. Po godzince dla "rozprostowania kości" urywam się nad pobliski rów. Tam nawet w czasie umiarkowanej suszy czasami coś rosło kapeluszowego :) Nie tym razem. W rowie nie ma ani kropli wody. Nawet nie ma co próbować szukać grzybów (no chyba, że ktoś weźmie ze sobą atlas). Wracam więc do naszego podstawowego zadania czyli zbioru jagód. Z nimi też nie jest najlepiej. Rosną miejscami są na ogół drobne. No ale przynajmniej krzaczki są zielone nie tak jak rok temu kiedy w lipcu wyglądały jakby to był listopad. W wiaderku przybywa rozpaczliwie powoli. Natomiast szybko zaczyna boleć wszystko co możliwe :) Trudno samo wiaderko się nie napełni :) Za to mamy piękny letni dzień. Nawet jakoś muchy i strzyżaki jakoś trzymają się z dala. Jeszcze jedno nas uderza. Kompletna cisza panująca w lesie. Dzień był praktycznie bezwietrzny. Ptaki odzywały się z rzadka. Słychać tylo było brzęk owadów a kiedy odszedłem kawałek sprawdzić wspomniane miejsce nad rowem i musiałem podejść kawałek ostro pod górkę doskonale słyszałem bicie serca i wcale nie przesadam :) Niestety czas szybko mijał i trzeba było wracać. Mieliśmy za sobą wspaniały dzień. Benedyktyńska praca zbierania jagód połączona z ciszą i leśną atmosferą, czy trzeba nam czegoś więcej :) No może grzybów ale z tym musimy czekać na deszcze. I oby nadeszły one jak najszybciej bo nie tylko o grzyby tutaj chodzi. Nawet można powiedzieć, że ten brak grzybów to jest jeszcze najmniejszy problem.
Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia na Leśnym Szlaku
szerzej:
Ostatnie 4 dni spędziłem na poszukiwaniu grzybów, a wszystko przez sobotnią wycieczkę rowerową, która prowadziła przez las.
a jak już człowiek w lesie, to myśli, może grzyby? I nie chodziłbym szukać grzybów przez 4 następne dni, jednak już tylko po wejściu do lasu znalazłem koło 8-10 jadalnych, jasnych grzybków. Wróciłem po nie następnego dnia, w nadzieji, że takich "rodzinek" będzie dużo więcej. Nic bardziej mylnego. Przez następne 3 dni, codziennie robiłem około 3 godzinne podejścia z różnych stron lasu, jednak oprócz dosłownie kilku niejadalnych grzybków nie znalazłem nic więcej. Zdenerwowany długimi, bezowocnymi poszukiwaniami pomyślałem, może góry? tam popadało trochę więcej, więc tym tokiem myślenia udałem się do czech do miejscowości Zalesi. Tam las wyglądał już o niebo lepiej ale poza jednym dużym, robaczywym grzybem podobnym do kozaka, nic jadalnego nie znalazłem. Było za to bardzo dużo grzybów niejadalnych (albo według mnie niejadalnych), ale zaciekawiło mnie coś w rodzaju purchawek. Tylko takie wielkości piłki do tenisa i dużo cięższe, wkopane w ściółkę leśną. Zachowują się jak piłki wypełnione cieczą, i dosłownie odbijają się od ziemii. Ktoś się orientuje co to mogłoby być? byłbym wdzięczny za wyjaśnienie na dida0007@interia. pl. Pozdrawiam Grzybiarzy.