lokalizacja nie mogła być przypisana automatycznie — doniesienie jeszcze czeka na ręczną moderację
nie 29.lis 2015
Yos (bez logowania) doniesień: ≥3
(10/h) Raport: w lesie 2 h 45 min, jakieś 3,5 km (zadek mówi, że 4), podgrzybków 30. OK. Dalsza lektura na własną odpowiedzialność czytającego. Serce, czcigodny Pawle, serce, ono ma decydujący głos w sprawie grzybobrania, chrzanić rozum, on niech liczy kasę do pierwszego:- P Jak się tylko zmieniła temperatura, a pobliskie szkolne boisko przestało rankiem wyglądać jak Kraina Lodu, zaczęło mnie nosić. O czytanych tu, nielicznych co prawda, relacjach, nie wspominając (czołem, drugi Pawle!). Koncepcja spieszenia grzybom na ratunek bardzo do mnie przemawia, co się tak mają męczyć zziębnięte i samotne w opustoszałym lesie... Tak więc dziś, po solidnym odespaniu zaległości, bladym świtem o 13.00:- P od dwóch saren, które w panice przeleciały mi przed maską, oraz wskoczenia w ulubione kaloszki rozpocząłem międzydrzewną odyseję. Wcześniej, niestety zdarzył mi się błysk flesza. Psiakrew, tyle razy sobie tłumaczyłem: - „Jak miejscowi jadą wolno, to, baranie, nie kozakuj!” Przecież Wiejska Straż nie zrozumie, że jazda do lasu, to jak jazda z porodem w trakcie... Kosztowna będzie ta wycieczka, ale trudno, co się będę martwić na zapas:-) Na pierwszy rzut oka niewiele zostało z mykologicznego bogactwa widzianego w czasie ostatniej wyprawy, ale po jakimś czasie tu i ówdzie dało się zauważyć już to czerwone, już to ogniście żółte, już to brązowe blaszkowate ozdobniki poszycia. Adrenalina miotała mną tu i tam, trochę bez ładu i składu, w jakiejś mało rozumnej próbie oblecenia wszystkich miejsc, gdzie mogło się kołatać podgrzybkowe życie, bez spektakularnych sukcesów, znalezione nieliczne okazy konsystencję miały ciapciato-glutowatą, na domiar złego gnijące już liście zapewniały nieskończoną liczbę zmyłek. Po godzinie, zziajany, przysiadłem na piętach, zajarałem i zacząłem używać podstawowego wyposażenia leśnego człowieka. Taa... mózg mam na myśli, jakby się kto pytał:- P No gdzie takie podgrzybki, czekające na misję ratowniczą mogły się zgromadzić? Jasne, na pograniczu krzaczorów i gołego, tam, gdzie teren trochę pofałdowany, jakieś dziury po bóg-wie-czym, trochę jałowca, mech do kostek i dostateczna ilość listowia, żeby się przykryć przed nadejściem mrozu. Elementarne, Watsonie! Zatem zmieniłem taktykę, z nosem przy ziemi zacząłem pomaleńku przeszukiwać podejrzany teren i... trafiłem do grzybiarskiego raju. Na działeczce 20 na 20 metrów rosło sobie stado czarnych łebków. czarnych łebków? Ludzie, łbów, tylko tym największym mróz dokopał solidnie, pozostałe jak z atlasu, grube nogi i twarde kapelusze z kremowym (choć lekko zsiniałym) spodem. Jeden nawet nie zdążył się solidnie wybarwić, zanim trafił na taśmę do produkcji mrożonek:-) i zostaL taki w beżowe łaty. Było tego w sumie ze dwadzieścia sztuk, tylko dwa zainfekowane. No nie przesadzajmy, przebarwienia na ogonie i rantach kapelusza miały, ale co, darowanemu koniowi?.. Z lasu wygnała mnie zapadająca noc i oczy łzawiące od wpatrywania się w podłoże, jak nie przymierzając u mamuśki oglądającej Leosia i Kasię na „Titanicu”. Jakbym miał ze sobą czołówkę, tobym się nie poddał:- P Grzyby poszły do suszarki i pachnie w całej chałupie:-) W odwiecznym dylemacie, czy grzybobranie ma charakter towarzyski, czy indywidualny, całym sercem opowiadam się za samotniczym bobrowaniem po kniejach. Pewnie dlatego tak bardzo kocham te późnojesienne peregrynacje – grzybiarstwo nizinne w środkowej Polsce to czynność wysoce konkurencyjna na ograniczonym obszarze, a że ludzi to ja mam dość na co dzień, zatem w lesie najchętniej spotykałbym tylko tamtejsze zwierzątka. Te przynajmniej nie śmiecą:- P Czcigodna Sznupok, oczywiście nie śmiałbym pozbawiać Cię nadziei, może naprawdę kiedyś skomentuję Twój wpis, na razie musi Ci wystarczyć, że czytam wszystko, co tu zamieścisz. Nawet o hubach, choć przecie niejadalne:-) Menele tak mają:- P