Pojedyncze
koźlarze pomarańczowożółte,
podgrzybki,
prawdziwki, gniewusy,
kurki,
maślaki żółte. W lesie o dziwo miejscami dosyć mokro. Czyżby w sierpniu góry szykowały się do grzybnięcia?;))
Darz Grzyb!;-) Zbierali się, umawiali, planowali, nakręcali i tak prawie połowa sierpnia stuknęła w tych ich planach i wspólnej wyprawie na grzyby. A to jechali, kiedy mu nie pasowało i na odwrót. A to ciocia ma imieniny, innym razem brat siostry kuzyna stryj macochy wnuk pradzidek stryjeczny mają imprezę u Zdzicha od Stacha i trza się stawić z suwenirem, itp., itd.;)) No, ale wreszcie dzwony w kalendarzu wybiły 10 sierpnia i oto dwóch tenorów i jedna sopranistka stawili się przed obliczem leśnego dyrygenta, którego szkolił sam Gajowy z linii von Myśliwskich.;)) Kombinowali po drodze, gdzie by tu ostatecznie zarzucić wiklinowe spławiki i w końcu doszło do jednomyślnego porozumienia w formie ustnej uchwały – Kotlina Kłodzka! Tam zawsze jest niesamowicie i nawet, kiedy inni grzybiarze mówią „panie, po co jechać? NIMA grzybów”, to my swoje przedreptać musimy, choćby podeszwy piekły i ostrogi wylazły w piętach.;)) Pierwsze miejscówki, przywitanie z lasem i rozpoczęła się szwędanina, włóczęga, zaglądanie to tu, to tam. W lasach górskich to przynajmniej można jakiekolwiek grzyby zobaczyć, bo na niżu to ściółka strajkuje po całości. Żądanie strajkującej jest jedno: PORZĄDNY DESZCZ. Bez tego, jakiekolwiek negocjacje z grzybiarzami kończą się fiaskiem. W górkach to jednak tej wilgoci jest ciut więcej. Zaskoczyły nas tereny z zieloną, soczystą trawą i sporymi jagodami, większymi niż były w tym roku na nizinach. Jakoś tak duszno się zrobiło od samego rana. Powiedziałem Sylwii i Andrzejowi „oj duszno trochę”, a oni odpowiedzieli „oj duszno, duszno” i razem było nam duszno.;)) Zatem stanowiliśmy „duszną” wspólnotę poszukującą śladów życia grzybowego podstawczaków i innych władców runa leśnego i jego podpowierzchniowej warstwy. Na początku jakieś tam grzybki psiaki znaleźliśmy, ale ważne, że w ogóle wykluło się coś z kapeluszem i trzonkiem. Ja na razie „łapałem” co bardziej drzewne kadry, łącznie z pędami brzozy karłowatej. Zaczynają się też wykluwać młode
ceglasie. Cały czas nie wiadomo, czy to zwiastun sierpniowego wysypu grzybów w górach, czy jednak pojedyncze wypryski, zwiastujące grzybowa „burzę”, która rozejdzie się po kościach. Nie mniej, nie więcej, takie widoki cieszą i napawają jakąś tam dawką optymizmu, tym bardziej, że trochę popadało, a i w tym tygodniu ma też coś nakapać z cumulonimbusów. Pojawiają się różnej maści muchomory, które świadczą o tym, że w jakimś stopniu grzybnia poszczególnych gatunków grzybów została pobudzona. Pojawiają się różnej maści muchomory, które świadczą o tym, że w jakimś stopniu grzybnia poszczególnych gatunków grzybów została pobudzona. Generalnie mieliśmy w koszykach grzybów na 2-3 obiady, ale za to kilometrów sto razy więcej.;)) Głębszym popołudniem, coraz mocniej zaczęło się chmurzyć. Na koniec trafiliśmy na małe eldoradko
koźlarzy pomarańczowożółtych. W komentarzu link do całości relacji z fotkami. Pozdrawiam Grzybiarzy!;-)