szerzej:
Od razu z “grubej rury”, wszedłem do lasu, a następnie polami, miedzami i łąkami dotarłem do miejsca, w którym widać część wspaniałych pejzaży Bukowiny. Łąki, pola, lasy, wzgórza i pochowane między nimi domostwa. Następnie starą, lekko dziurawą szosą, wijącą się między gęstymi krzewami, posłuchałem koncertu wszelkiego ptactwa, które licznie je obsiada. Czasami zerkałem na zwierciadła przestrzeni, przebijające się w tym gąszczu. I wtedy złotem zboże mnie olśniło, lub tajemnicze lasy na horyzoncie zachęcały, abym wszedł do nich i pomaszerował radośnie ścieżką bukowińskiego przeznaczenia. Teraz podziwiałem scenerie kończącej się wiosny w Bukowinie. Tak długo jak człowiek zachowa tu proporcje między swoim panoszeniem się a przyrodą, tak wszystkie kolory świata będą dla mnie mętne na tle błysku Bukowiny. Wstąp do mieniącej się krainy, która opowie ci kolejny rozdział z niekończącej się podróży po lasach, polnych wygibasach, legendarnych wysypach grzybów i innych natchnionych zakamarkach tego wciąż bardzo tajemniczego świata. Dostojny ptak szybuje pod kłębiącymi się chmurami. Symbolizuje mądrość, siłę, wolność, piękno, delikatność, a dla polnej myszy sprint do nory. Przez dłuższą chwilę podziwiałem jego szybowanie, po czym skręciłem prosto w las, czyli tam, skąd zawsze woła mnie leśne echo, licho, czy grzyb wie co jeszcze. Wycieczka rozpoczęła się na dobre. Obrałem trasę, której pewien odcinek odwiedziłem dawno, bo w marcu 2022 roku. Teraz chciałem ją przejść w stanie pełnego, wiosenno-letniego tchnienia lasu. Kwitną jeżyny, szybko w porównaniu do wielu innych regionów, ale w Bukowinie tak jest, że wegetacja rozpędza się szybko, chociaż zawsze wolniej w stosunku np. do coraz bardziej zabetonowanego Wrocławia. Odwiedziłem Bukową Górkę, która została pozbawiona prawie wszystkich starych drzew i obecnie porasta ją gęstwina młodych buków. Gdzieś przy drodze leżał samotny liść. Na jednym z buków znalazłem wyryte w korze inicjały i daty. Czy to miłość, czy głupota, czy trochę jednego i drugiego? Za Bukową Górką można pójść przez polanę, wejść na polanę i odpocząć lub iść wzdłuż polany. Wybrałem wariant trzeci. Następnie wszedłem w gęsty, dość mroczny las i tam znalazłem stanowisko czernidłaka błyszczącego, który w niektórych atlasach figuruje jako grzyb jadalny, ja go jednak nie zbieram. A następnie czekał mnie około 30 minutowy marsz przez pola, łąki, polne miedze, skraje lasów i wszystko to, co decyduje o wyjątkowości tych terenów. I tam rozciągają się takie oto panoramy, pejzaże, krajobrazy! To jest to! Nie zdobyłem szczytów, a czuję się wyższy od Tatr! Tak Bukowina i jej tereny uskrzydlają takiego wariata jak ja.;)) W oddali główna szosa, którą przekroczę gdzieś tam po drodze, aby wtopić się już w zwarte kompleksy leśne. Zrobiło się duszno, przez moment kropił deszcz, ale na burzę się nie zanosiło. Skręciłem na prawo, gdzie znajdują się dwa czarujące młodniki. Jeden świerkowy, drugi sosnowy. Jeszcze kilka lat temu były za młode i gęste, żeby się przez nie przedrzeć. Miałem do nich już około 100 metrów. Wtem zza zakrętu polnej drogi wyjechał ciągnik z rolnikami. Jeden za kierownicą, drugi na przyczepie, gotowy do pracy. Niech Wam Bóg dopomoże Panowie w ciężkiej pracy, a wkrótce przy obfitych zbiorach. I niech pogoda Wam sprzyja! Zanim wszedłem do młodników, minąłem jeszcze zagłębienie terenu, w którym panuje orzeźwiający chłód. Niestety, rów z przepływającą w nim wodą jest całkowicie wyschnięty. I już jestem w świerkowym, a za nim sosnowym młodniku-zagajniku. Oj, czuć tu nadchodzącego grzyba, bo drzewa osiągnęły mikoryzową dla grzybów wysokość. Gdy nadejdzie jesień i dotrą większe deszcze, odwiedzę je jako grzybiarz. Następnie cicho, na placach, niepostrzeżenie, przeszedłem na drugą stronę szosy. Lubię zachowywać się jak duch. Pojawiać się nagle i jeszcze szybciej znikać, najlepiej w lesie.;)) Teraz zanurzę się w lasach, które będą mi towarzyszyć już prawie do samego końca wyprawy. Czas sprawdzić jagody. Jeszcze kilka dni i zaczną się na dobre. Myślę, że obecnie panujące wysokie temperatury, znacznie przyśpieszą proces ich dojrzewania, zatem najwyższy czas szykować się na jagodową część sezonu Tour De Las & Grzyb 2023. Tylko żeby wreszcie solidnie popadało. W lesie jest bardzo sucho. Większe opady sprzed ponad tygodnia, dały wytchnienie na krótko i praktycznie nie ma po nich śladu. Zdziwiłem się mocno, kiedy znalazłem samotnego grzyba (śluzowca) – wykwita piankowego. Lubią pojawiać się w ciepłej porze roku po większych opadach, a te przeszły w tych lasach 9. czerwca. Skoro już tu przyszedłem, to nie byłbym sobą, gdybym nie sprawdził kilku alejek brzozowo-sosnowych na koźlarze pomarańczowożółte. Miejsca przepiękne, ale grzybowo kompletnie puste. Za to nie zawodzi zrównoważona gospodarka leśna, która najpierw “waży” (czyli znaczy drzewa do wycięcia), a później równo je ścina. Spokojnie, posadzą nowe, tylko tych zrównoważonych placków jest coraz więcej. Kilkadziesiąt minut później wybrałem dogodne miejsce, w którym postanowiłem posiedzieć. To mi nie wystarczało. Położyłem plecak na ściółce i walnąłem się na całego. Tego potrzebowałem! Nawet nie wiem, kiedy uciąłem sobie drzemkę, po której mózg przeszedł na tryb “100% las”. Co tam się dzieje pod koronami sosen i buków? Wilgi z oddali nawołują, zięby z bliska śpiewają. Las delikatnie kołysze się w rytm południowo-zachodniego wiatru. Latają muchy, motyle, trzmiele i inne owady. Gdzieś kora jednego drzewa, złowieszczo pociera o korę drugiego. Obok pająk buduje sieć między giętkimi gałązkami buków. Co chwilę zmienia się kąt padania promieni słonecznych. Na ściółce drepcze żuk, szwendają się mrówki, wiatr przemieszcza najmniejsze ziarenka piachu. Prężą się mchy, porosty, korzenie drzew, szeleszczą zeszłoroczne martwe liście. Na twarzy czuć zmienność temperatury. Jak wieje od Słońca jest cieplej, jak wiatr dmuchnie z lasu – chłodniej. Nie ma ciszy, chociaż zachwyca mnie delikatność leśnych dźwięków, jakby cisza była ich matką. Na niebie płyną obłoki. Zmieniają rozmiary, kształty, natężenie barw. Chciałyby wyrosnąć na solidnego burzowego cumulonimbusa, ale warunki im na to nie pozwalają. Płyną więc przed siebie, zwiastując spokojną, ciepłą aurę otulającą lasy. Spoglądam na leśny głaz. Ile leśnej sztuki zaklętej jest w tym kamieniu przyczołganym tysiące lat temu przez lodowiec! Wokół niego wzrastają delikatne rośliny, a na nim umościły się wygodnie mchy. Las przyprószył całość igliwiem. Kiedy wstałem, las został podświetlony przez popołudniowy blask Słońca. Już za moment będę w nim siedział od rana do wieczora na jagodach i wchłonę do głowy tysiące kadrów z leśnego świata. Nie wiedziałem jeszcze, jaka przygoda spotka mnie za kilka minut. Postanowiłem ponownie odpocząć, wybierając miejsce obok leśnego duktu. Po prawej stronie miałem stary las, po lewej liczne gęste odnowienia naturalne buka i sosny. Wtem coś drgnęło i zaszeleściło od strony młodników. Wynurzył się dostojny, dumny i wielki jeleń. Szybko chwyciłem za aparat i znieruchomiałem, chociaż ciut spóźniłem się z pstryknięciem spustu migawki. Wstrzymałem oddech i wlepiłem wzrok w miejsce, z którego wciąż dochodził szelest. Jest drugi! Spojrzał na prawo, ale nie zauważył mnie, po czym wszedł w leśne głębiny starego boru. Dłuższa chwila przerwy i trzeci jeleń postanowił przejść przez drogę... Dalsza część relacji znajduje się u mnie na blogu. Teraz nadchodzi czas jagód i to one będą głównym celem następnych leśnych wypraw. Pozdrawiam leśną Brać!